Nie było nikogo kto posiadał tak wysokie umiejętności jak ona. Jako dzieci przysięgliśmy sobie w pewnym rytuale, która wykonała jedna z silnych czarownic, że będziemy się chronić
wzajemnie przez całe życie. Złamanie przysięgi miało ogromne konsekfencje . Jedno z nas zamieniłoby się w wilka na zawsze, bez możliwości przemiany do postaci człowieka.
Na bagnach spojrzałem głęboko w jej oczy, a ona pokazała mi Hayley i Elijahe
Nic z tego nie rozumiałem, kiedy wróciliśmy do normalnej postaci, pochyliłem się nad nią i powiedziałem:
-Co ten mały wilczek ma wnieść ważnego do mojego życia?!
-Klausie, rozegraj to dobrze - Cara odparła w półuśmiechu i znikła przemieniając się w wilka..
Po powrocie do domu otworzyłem burbona, usiadłem w moim ulubionym fotelu i myślałem o tym jak mogę skrzywdzić Marcela.Po kilku minutach uśmiechnąłem się do siebie szepcząc Davina..
Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do ostatnio poznanej mi czarownicy:
-Witaj Victorio
-Miło Cię słyszeć Klaus
-Jesteś mi winna przysługę, musisz przyjść do mojej rezydencji- odparłem szybko
-Będę za godzinę- odparła Victoria
Myślałem nad wizją Cary. Hayley.. co ten mały wilczek mógłby zmienić w moim życiu.Chodziłem po domu z szklanką burbona, wszedłem do piwnicy, otworzyłem trumnę mojej siostry i szeptem
powiedziałem z uśmiechem :
-Twoje zdrowie Rebekah- wypijając do końca alkohol.
Rozległo się pukanie, to była Victoria.
-O co chodzi Klaus, brzmiałeś niepokojąco- powiedziała czarownica
-Musisz znaleźć Davine wiem , że jest to możliwe dzięki nijakiemu zaklęciu lokalizującemu.
-Klaus, nie mogę tego zrobić, nie mam tak wielkiej mocy, potrzebowałabym krwi Daviny. Przykro mi..
-Cóż, w takim razie będę zmuszony zrobić to na własną rękę..- odparłem, wyrywając jej serce.
Victoria kłamała, słyszałem jej nierówne, nerwowe bicie serca przy jej odpowiedzi. Pomyślałem, że jej zwłoki mogłyby załagodzić sytuację z Marcelem.
Zapakowałem martwą, pozbawioną serca Victorię do bagażnika i udałem się do Marcela.
-Marcel, mam prezent na przeprosiny - powiedziałem z szerokim uśmiechem rzucając mu czarownice przed nogi
-Klaus, nie rozumiem- odpowiedział zmieszany
-Chce żebyś wiedział, że jestem po Twojej stronie. Niech żyje Orlean wg Twoich zasad. Miasto wampirów ? Niech tak będzie. Żadnych czarownic !
Musiałem udawać, że mi nie zależy. Chciałem odzyskać moje miasto, a mogłem to zrobić tylko zbliżając się do swojego wroga.Marcel uniósł dłoń z szklanką alkoholu i krzyknął do swojej gromady
wampirów:
-Zdrowie Klausa, mojego najwierniejszego przyjaciela
Uśmiechnąłem się, wypijając do końca whisky. Tego wieczora z Marcelem byłem długo, pił i opowiadał o tym jak wiernych ma poddanych, ale ani razu nie wspomniał o Davinie.
W pewnym momencie zaczął wspominać stare czasy, był dla mnie jak syn, wychowałem go.. poczułem lekkie ukłucie w sercu. Wracałem do domu na pieszo, tego wieczoru emocje targały mną,
czułem tak wielki żal a jednocześnie złość, zobaczyłem siedzącą, płaczącą dziewczynę.. podszedłem do niej i zapytałem:
-Coś się stało?
-Nie Twoja sprawa - warknęła wycierając chusteczką zapłakane oczy
-Jasne, że nie moja. Może czegoś potrzebujesz ?- zapytałem pochylając się nad nią
- Nie, nie potrzebuje. .Wstała i szybko zaczęła odchodzić.Wytężyłem słuch, usłyszałem szybkie bicie serca, i strach. W wampirzym tempie przemieściłem się, stając przed kobietą.
-Jak to zrobiłeś ? Pomocy ! - mówiła roztrzęsiona
Nie odpowiedziałem, wgryzłem jej się w szyję i tym razem nie przestałem. Kiedy kobieta osunęła się na ziemię, uśmiechłem się, wytarłem zabrudzoną twarz i odszedłem.
-Widzę , że ktoś tu potrzebuje pomocy - usłyszałem znajomy głos
-Damon, co Ty tu robisz ? - powiedziałem zaskoczony
-Kiedy słyszy się , że wielki Klaus zamierza rozpętać wojnę, ja w tym biorę udział !- odpowiedział podchodząc do mnie i klepiąc mnie po plecach
Obróciłem się uśmiechnięty, czujac się lepiej, że ktoś jednak jest po mojej stronie.
-Chodźmy przyjacielu, zgłodniałem - powiedział Damon
Zaprowadziłem go do mojej rezydencji, usiadłem w krześle a Damon uniósł ręce i błagającym tonem powiedział:
-Gdzie do cholery moja kolacja?!
Uśmiechnąłem się i krzyknąłem:
-Miranda,Anna,Pheobe
-To , to rozumiem - Damon odpowiedział, uśmiechnął się, pogładził po policzku jedną z moich zabawek i wgrył jej się w szyje.
Po zakończonej kolacji Damon przeszedł się po moim domu. Usłyszałem jego, śmiejący się ton:
-O stary, trzymasz siostrę zasztyletowaną w trumnie ?! W takim stanie jest jeszcze bardziej przerazajaca.
-Jutro poznam Cię z naszym wrogiem, Marcelem- powiedziałem zmieniając temat
-Mogę mu od razu wyrwać serce ?- zapytał
-Nie, Damon zrobimy to po mojemu- powiedziałem
-Zamieniam się w słuch.
-Marcel, trzyma gdzieś nie wiadomo gdzie sekretną broń, młodą silną czarownice, która ma znaleźć sposób na zabicie mnie. Musimy udawać jego przyjaciela, aby dowiedzieć się gdzie trzyma
to dziecko.
-Łatwa sprawa, Klaus a Ty kiedy wyjawisz mi swoją sekretną broń ?- powiedział mrużąc oczy
-Skąd wiesz, że ją mam ?
-Ty zawsze masz coś, co zniszczy wszystko i wszystkich- odpowiedział na jednym wdechu
-Masz rację, już niebawem Damon ją poznasz - poklepałem go po plecach
-Ah, to kobieta, proszę tylko powiedz, że to nie kolejny sobowtór Katheriny !- zaśmiał się
Byliśmy zmęczeni, poszliśmy spać, kolejny dzień zapowiadał się pracowity.. Z snu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi, zdenerwowany szybko otworzyłem, a w progu stała Hayley.
-Nie wierze- powiedziałem szeptem
-Klaus, muszę wejść- dziewczyna powiedziała błagalnym i zdenerwowanym tonem
Gestem ręki zaprosiłem ją do środka, do pokoju wszedł Damon :
-Ups, wyczuwam nerwowe napięcie, pójdę pozwiedzać okolice.
Hayley stanęła przede mną, ze łzami w oczach wzięła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu.
-Posłuchaj Klaus- powiedziała
Usłyszałem mocne bicie serca dziecka, mojego dziecka. Poczułem silne ukłucie w sercu, po policzku popłynęła mi łza.
-To nie możliwe- szybko otrząsłem się i zacząłem demolować dom. W wampirzym tempie udałem się do kuchni, gdzie pozabijałem Mirande, Anne, Pheobe wyrzucając je przed dom.
Podszedłem do Hayley i krzyknąłem, dusząc ją :
-Zabije Ciebie i to dziecko !
Hayley stała w bezruchu.. Mi przypomniały się słowa Cary : " Klausie, rozegraj to dobrze", nie wiedziałem czy ją mam zabić, czy też nie. Uspokoiłem się, stanąłem przed dziewczyną i powiedziałem:
-Zostaniesz tu, niedługo wrócę , niebawem pojawi się Damon.
Pojechałem na bagna, wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Cary:
-Masz natychmiast przyjść tam gdzie zawsze !
Cara nie zdążyła odpowiedzieć, bo natychmiast się rozłączyłem.
Po kilkunastu minutach pojawiła się, podszedłem do niej w wampirzym tempie i powiedziałem szeptem ze łzami w oczach:
-Wiedziałaś od dawna, prawda? Mam ją zabić, co mam robić Cara, powiedz mi !
-To dziecko, będzie najpiękniejszą rzeczą w Twoim życiu, musisz zrobić wszytko, żeby nie zostało Ci odebrane Nik- odparła łapiąc mnie za ramię.
Czytanie= komentowanie
Mam nadzieję, że się podoba :)
Pozdrawiam :)
Kolejny wspaniały rozdział !
OdpowiedzUsuńZaczyna się wszystko odrobine wyjaśniać z postacią Cary. Pojawił się też wątek dziecka Klausa oraz Damon przybywający w sam środek zamieszania. Co raz bardziej mi się tu u ciebie podoba.
Czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :*