czwartek, 15 maja 2014

Jesteś wybrańcem

Przemieszczałem się z zawrotną prędkością ku rezydencji. Nieprzytomną Caroline trzymałem w ramionach, jej ciało robiło się na przemian lodowate i ciepłe. Skóra bladła, a za chwilę pobłyskiwała kolorem. Po kilkunastu sekundach byłem w domu, na sofie ułożyłem blondynkę. Usłyszałem oszałamiający krzyk Hayley, wszytko toczyło się tak szybko, dosłownie wszytko naraz. W wampirzym tempie znalazłem się tuż przy rodzącej Hayley. Jej twarz przepełniona była bólem i strachem. Niepewnie stąpając zbliżałem się do kobiety, która opadała z sił. Chwyciłem ją za rękę i pogłaskałem po spoconym czole. Drugą dłoń Hayley trzymała moja matka-Esther. Po niespełna dwudziestu minutach po twarzy mojej rodzicielki zaczęły uwydatniać się żyły koloru czarnego.
-Matko - szepnąłem we łzach.
-To już koniec - odpowiedziała i upadła na ziemię. W tym samym czasie na świat przyszło dziecko, które odebrała Davina.
-To chłopczyk - szepnęła radośnie podając maleństwo Hayley. Puściłem dłoń wilczycy i pogłaskałem po zakrwawionym czole synka. Po chwili Davina pokazała drugie dziecko, które było martwe..Kiedy moją uwagę przykuło moje dopiero co narodzone dziecko do pokoju weszła Cara. W oczach siostry pojawiły się łzy i rzuciła się na martwe ciało matki. Oderwałem wzrok od maleństwa i schyliłem się ku martwej matce.
-Co się stało ? - zapytałem.
-Nie wiem Nik- zaszlochała Cara.

***
Co się stało ? Jak tu się znalazłam ? - zapytała blond wampirzyca przeciągając się niczym kot na sofie.
-Nie wiem Caroline- odpowiedziałem wbijając wzrok w podłogę. Blondynka wstała i przybliżyła się do mnie ze skruchą, troską w oczach.
-Co się stało Klaus ?
-Moje dziecko.. urodziło się. To chłopczyk - powiedziałem uraniając kilka gorzko-słonych łez- Moja matka umarła i moje drugie dziecko,  muszę ich pochować, muszę wyjść.
-Mam iść z Tobą ?
-Nie, poczekaj tu.. musimy wyjaśnić sprawę Twojego omdlenia.
-Klaus musimy już iść.. poświęcić ciało matki - wtrąciła się Cara. Na dworze było wietrznie i mgliście, chłód obijał się o moje ciało. Stanąłem nad ciałem Esther i z żalem przyglądałem się jej sinej twarzy, w ręku trzymałem różę, którą po chwili położyłem na piersi rodzicielki. Coś przykuło moją uwagę.. z kieszeni ubrania matki wystawał biały papier. Delikatnie wysunąłem kopertę i otworzyłem wyjmując list.
Drogi Klausie,
Kocham Cię synu, kocham Care i resztę moich dzieci. Patrząc z góry widziałam wszystkie porażki z którymi dane jest Ci walczyć. Jesteś dzielny, a pod skorupą obojętności, grozy i nienawiści kryje się mój mały Nik. Zaklęcie łączące Ciebie i Carę zostało zniszczone, nic Wam już nie grozi.. Proszę Cię także o to byś dał szansę Rebece i swojemu przyrodniemu bratu. Czy władza jest dla Ciebie najważniejsza ? Rodzina synu, to jest Twoja szansa.. to jest siła rodziny Mikaelsonów.
Klausie przepraszam Cię, że Cię nie chroniłam przed Mikaelem, kiedy się znęcał nad Tobą.  Chciałam Ci to wszystko zrekompensować, chociaż wiem , że to bardzo trudne. Wykonałam zaklęcie, trudne.. sprzeciwiłam się wiedźmą z Drugiej Strony, poświęciłam swój spokój dla Twojego szczęścia. Nie zostanę zbawiona, nie przejdę na Drugą Stronę, ale umrę z nadzieją, że z mroku wyjdzie blask. 
Proszę Cię też o to, abyś pochował swe martwe dziecko ze mną.
Nie bądź mrokiem synu. 
Esther- kochająca matka i babcia. 

Po moich rozpalonych policzkach leciały grube łzy, z ust po raz pierwszy wydobyłem jęk.. jęk bólu i rozpaczy. Niewinną duszyczkę włożyłem do trumny matki i zamknąłem wieko. Do mojego ciała przylgnęła Cara, przytuliła mnie troskliwie a ja popuściłem upust tłumiących się we mnie emocją. 
-Słabość obróć w siłę Nik. Wracajmy, musisz zaopiekować się Hayley i swoim dzieckiem. 
***
Wszedłem spokojnym krokiem do rezydencji, drewnianymi schodami udałem się na górę. Delikatnie uchyliłem drzwi, przez malutką przestrzeń pomiędzy futryną a drzwiami zerkałem na śmiejącą się Hayley i Caroline, opiekowały się moim synem. Odchrząknąłem i wszedłem z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
-Jak się trzymasz ? - zapytałem wilczycy. 
-Dobrze, chcesz potrzymać naszego synka ? -zapytała przygryzając dolną wargę. Serce przyspieszyło momentalnie, i ująłem w dłonie dziecko.. moje dziecko. Przytuliłem go do swojej piersi, a po policzkach spływały mi łzy radości.
Zbliżyłem się do ściany w sypialni i przycisnąłem ją mocno. Caroline i Hayley patrzyły z zaciekawieniem, uchyliłem tajemnicze drzwi a oczom ukazał się pokoik dla naszego malucha, który przygotowywałem od kilku miesięcy. Rzeźbione łóżeczko, nad nim koraliki, które po cichutku pobrzękiwały.  Pokój był jasny, a łóżeczko w kolorze burgundowym.
-Jak Ty ?- zmarszczyła brwi Hayley i uśmiechnęła się szeroko.
-Jestem potworem, ale nigdy nie będę nim dla mojego dziecka i dla Ciebie Hayley. Dziękuję Ci za wydanie na świat tego maleństwa, przepraszam za moje zachowanie.
-Klaus... nie musisz. Też nie byłam fair- odpowiedziała.
Ja z uśmiechem na twarzy włożyłem syna do łóżeczka.
Spojrzałem na twarz dziecka i poczułem szczęście. Poczułem się ojcem, już kochałem moje dziecko. Jego malutkie ślepka wpatrywały się we mnie, co sprawiało mi radość. Chcę być dobry dla mojego potomka, chcę przekazać mu wartości..
-Wygrałeś synu bitwę już w łonie matki. Jesteś wybrańcem, będziesz miał wyjątkową siłę, będziesz nosił imię Angus.





***
Oczyma Caroline
Zeszłam na dół.. widziałam szczęśliwego Klausa przy boku Hayley, poczułam nutkę zazdrości. Ich dziecko było piękne, niesamowite, przez myśl przeszło mi , że kiedyś chciałabym też mieć potomstwo. Hayley.. pochopnie ją oceniałam, była silna mimo wszytko. Poczułam się odtrącona.. ale czego oczekiwałam ? Że będę najważniejsza dla Klausa ? Przecież sama chciałam tylko przyjaźni... sama go wielokrotnie odtrącałam, bo liczyłam na Tylera. Teraz jest już za późno.. za późno na wszytko- pomyślałam i z oczu uroniłam łzę, którą szybko wytarłam wierzchem dłoni. Usiadłam na bujanym fotelu, ze stolika wzięłam butelkę whisky i upiłam kilka łyków.
-Caroline - wyrwał mnie z myśli brytyjski akcent- co się z Tobą dzieje ?
-O czym Ty mówisz Klaus ?- zmarszczyłam brwi.
-Zemdlałaś.. chociaż nie wiem czy to jest możliwe dla wampirów.
-Yyy.. nie pamiętam, myślałam, że się upiłam- odpowiedziałam, przypominając sobie , że ostatnio krwawiłam z nosa, po zaklęciu jakiejś wiedźmy.
-Czy chcesz mi o czymś powiedzieć Caroline ?
-Nie, wszytko jest dobrze. Może po prostu ostatnio zbyt dużo przechodzę Klaus, idź zajmij się Hayley i synkiem.Potrzebują Cię teraz- powiedziałam kłamiąc i wyszłam.
W wampirzym tempie przemierzałam ulice Nowego Orleanu. Znudzona usiadłam na ławce i podparłam się o ramę ławki. Po chwili poczułam chłód, wiatr i zapach pierwotnego.
-Elijah ?- zapytałam odwracając się.
-Caroline, czy coś się stało ? Coś z Hayley, dzieckiem, Nikiem ?
-Nie.. wszystko dobrze, urodził im się chłopczyk są szczęśliwi - odpowiedziałam i wybuchłam spazmatycznym płaczem.
-Dlaczego płaczesz ? Jak się czujesz ? Caroline..
-Czuję się dobrze Elijah. Zostaw mnie, nie chce z nikim rozmawiać !
-Nie mogę się nie przejmować Caroline, jesteś moją ulubienicą z Mystic Falls.

Nie odpowiedziałam, zanosiłam się płaczem, który rozrywał mi duszę. Płakałam, sama nie wiem czemu.. z zazdrości ? Z egoizmu ? Z tego, że zatraciłam swą szansę ? Że nigdy nie będę matką ? Obok mnie usiadł Elijah, który wyciągnął z kieszeni garnituru białą chusteczkę i podał mi ją z uśmiechem. Starannie wytarłam policzki i wytarłam nos z którego zaczęły lecieć strużki krwi.
-Co do cholery ? - zapytałam i spojrzałam na Elijah'e, który zaraz znalazł się na ulicy ze skręconym karkiem.


Kochani dawno mnie nie było, przepraszam Was baardzo ! Rozdział krótki, ale jest ! To chyba najważniejsze. A jaki Waszym zdaniem jest ? Świetny ? A może beznadziejny ? Piszcie w komentarzach wszystko co myślicie :). Wczoraj oglądałam finał TO i ryczałam jak bóbr ! Po prostu grochy łez mi leciały.
Wasza Sylwia
XOXO !!!!