sobota, 28 grudnia 2013

Wizja, odwiedziny.

Cara i ja byliśmy połączeni niezwykłą więzią.Miała wizje dotyczące ważnych wydarzeń, które miały nadejść w moim życiu.Czasami to były określone sytuacje, czasami osoby..
 Nie było nikogo kto posiadał tak wysokie umiejętności jak ona. Jako dzieci przysięgliśmy sobie w pewnym rytuale, która wykonała jedna z silnych czarownic, że będziemy się chronić
 wzajemnie przez całe życie. Złamanie przysięgi miało ogromne konsekfencje . Jedno z nas zamieniłoby się w wilka na zawsze, bez możliwości przemiany do postaci człowieka.
Na bagnach spojrzałem głęboko w jej oczy, a ona pokazała mi Hayley i Elijahe
Nic z tego nie rozumiałem, kiedy wróciliśmy do normalnej postaci, pochyliłem się nad nią i powiedziałem:
-Co ten mały wilczek ma wnieść ważnego do mojego życia?!
-Klausie, rozegraj to dobrze - Cara odparła w półuśmiechu i znikła przemieniając się w wilka..
 Po powrocie do domu otworzyłem burbona, usiadłem w moim ulubionym fotelu i myślałem o tym jak mogę skrzywdzić Marcela.Po kilku minutach uśmiechnąłem się do siebie szepcząc Davina..
Wyjąłem telefon i zadzwoniłem do ostatnio poznanej mi czarownicy:
-Witaj Victorio
-Miło Cię słyszeć Klaus
-Jesteś mi winna przysługę, musisz przyjść do mojej rezydencji- odparłem szybko
-Będę za godzinę- odparła Victoria
Myślałem nad wizją Cary. Hayley.. co ten mały wilczek mógłby zmienić w moim życiu.Chodziłem po domu z szklanką burbona, wszedłem do piwnicy, otworzyłem trumnę mojej siostry i szeptem
powiedziałem z uśmiechem :
-Twoje zdrowie Rebekah- wypijając do końca alkohol.
Rozległo się pukanie, to była Victoria.
-O co chodzi Klaus, brzmiałeś niepokojąco- powiedziała czarownica
-Musisz znaleźć Davine wiem , że jest to możliwe dzięki nijakiemu zaklęciu lokalizującemu.
-Klaus, nie mogę tego zrobić, nie mam tak wielkiej mocy, potrzebowałabym krwi Daviny. Przykro mi..
-Cóż, w takim razie będę zmuszony zrobić to na własną rękę..- odparłem, wyrywając jej serce.
 Victoria kłamała, słyszałem jej nierówne, nerwowe bicie serca przy jej odpowiedzi. Pomyślałem, że jej zwłoki mogłyby załagodzić sytuację z Marcelem.
Zapakowałem martwą, pozbawioną serca Victorię do bagażnika i udałem się do Marcela.
-Marcel, mam prezent na przeprosiny - powiedziałem z szerokim uśmiechem rzucając mu czarownice przed nogi
-Klaus, nie rozumiem- odpowiedział zmieszany
-Chce żebyś wiedział, że jestem po Twojej stronie. Niech żyje Orlean wg Twoich zasad. Miasto wampirów ?  Niech tak będzie. Żadnych czarownic !
Musiałem udawać, że mi nie zależy. Chciałem odzyskać moje miasto, a mogłem to zrobić tylko zbliżając się do swojego wroga.Marcel uniósł dłoń z szklanką alkoholu i krzyknął do swojej gromady
wampirów:
-Zdrowie Klausa, mojego najwierniejszego przyjaciela
Uśmiechnąłem się, wypijając do końca whisky. Tego wieczora z Marcelem byłem długo, pił i opowiadał o tym jak wiernych ma poddanych, ale ani razu nie wspomniał o Davinie.
  W pewnym momencie zaczął wspominać stare czasy, był dla mnie jak syn, wychowałem go.. poczułem lekkie ukłucie w sercu. Wracałem do domu na pieszo,  tego wieczoru emocje targały mną,
czułem tak wielki żal a jednocześnie złość, zobaczyłem siedzącą, płaczącą dziewczynę.. podszedłem do niej i zapytałem:
-Coś się stało?
-Nie Twoja sprawa - warknęła wycierając chusteczką zapłakane oczy
-Jasne, że nie moja. Może czegoś potrzebujesz ?- zapytałem pochylając się nad nią
- Nie, nie potrzebuje. .Wstała i szybko zaczęła odchodzić.Wytężyłem słuch, usłyszałem szybkie bicie serca, i strach. W wampirzym tempie przemieściłem się, stając przed kobietą.
-Jak to zrobiłeś ? Pomocy ! - mówiła roztrzęsiona
Nie odpowiedziałem, wgryzłem jej się w szyję i tym razem nie przestałem. Kiedy kobieta osunęła się na ziemię, uśmiechłem się, wytarłem zabrudzoną twarz i odszedłem.

-Widzę , że ktoś tu potrzebuje pomocy - usłyszałem znajomy głos
-Damon, co Ty tu robisz ? - powiedziałem zaskoczony
-Kiedy słyszy się , że wielki Klaus zamierza rozpętać wojnę, ja w tym biorę udział !- odpowiedział podchodząc do mnie i klepiąc mnie po plecach
Obróciłem się uśmiechnięty, czujac się lepiej, że ktoś jednak jest po mojej stronie.
-Chodźmy przyjacielu, zgłodniałem - powiedział Damon
Zaprowadziłem go do mojej rezydencji, usiadłem w krześle a Damon uniósł ręce i błagającym tonem powiedział:
-Gdzie do cholery moja kolacja?!
Uśmiechnąłem się i krzyknąłem:
-Miranda,Anna,Pheobe
-To , to rozumiem - Damon odpowiedział, uśmiechnął się, pogładził po policzku jedną z moich zabawek i wgrył jej się w szyje.
Po zakończonej kolacji Damon przeszedł się po moim domu. Usłyszałem jego, śmiejący się ton:
-O stary, trzymasz siostrę zasztyletowaną w trumnie ?! W takim stanie jest jeszcze bardziej przerazajaca.
-Jutro poznam Cię z naszym wrogiem, Marcelem- powiedziałem zmieniając temat
-Mogę mu od razu wyrwać serce ?- zapytał
-Nie, Damon zrobimy to po mojemu- powiedziałem
-Zamieniam się w słuch.
-Marcel, trzyma gdzieś nie wiadomo gdzie sekretną broń, młodą silną czarownice, która ma znaleźć sposób na zabicie mnie. Musimy udawać jego przyjaciela, aby dowiedzieć się gdzie trzyma
to dziecko.
-Łatwa sprawa, Klaus a Ty kiedy wyjawisz mi swoją sekretną broń ?- powiedział mrużąc oczy
-Skąd wiesz, że ją mam ?
-Ty zawsze masz coś, co zniszczy wszystko i wszystkich- odpowiedział na jednym wdechu
-Masz rację, już niebawem Damon ją poznasz - poklepałem go po plecach
-Ah, to kobieta, proszę tylko powiedz, że to nie kolejny sobowtór Katheriny !- zaśmiał się
Byliśmy zmęczeni, poszliśmy spać, kolejny dzień zapowiadał się pracowity.. Z snu wyrwało mnie głośne pukanie do drzwi, zdenerwowany szybko otworzyłem, a w progu stała Hayley.
-Nie wierze- powiedziałem szeptem
-Klaus, muszę wejść- dziewczyna powiedziała błagalnym i zdenerwowanym tonem
Gestem ręki zaprosiłem ją do środka, do pokoju wszedł Damon :
-Ups, wyczuwam nerwowe napięcie, pójdę pozwiedzać okolice.
Hayley stanęła przede mną, ze łzami w oczach wzięła moją dłoń i położyła na swoim brzuchu.
-Posłuchaj Klaus- powiedziała
Usłyszałem mocne bicie serca dziecka, mojego dziecka. Poczułem silne ukłucie w sercu, po policzku popłynęła mi łza.
-To nie możliwe- szybko otrząsłem się i zacząłem demolować dom. W wampirzym tempie udałem się do kuchni, gdzie pozabijałem Mirande, Anne, Pheobe wyrzucając je przed dom.
Podszedłem do Hayley i krzyknąłem, dusząc ją :
-Zabije Ciebie i to dziecko !
Hayley stała w bezruchu.. Mi przypomniały się słowa Cary : " Klausie, rozegraj to dobrze", nie wiedziałem czy ją mam zabić, czy też nie. Uspokoiłem się, stanąłem przed dziewczyną i powiedziałem:
-Zostaniesz tu, niedługo wrócę , niebawem pojawi się Damon.
Pojechałem na bagna, wyjąłem telefon i zadzwoniłem do Cary:
-Masz natychmiast przyjść tam gdzie zawsze !
Cara nie zdążyła odpowiedzieć, bo natychmiast się rozłączyłem.
Po kilkunastu minutach pojawiła się, podszedłem do niej w wampirzym tempie i powiedziałem szeptem ze łzami w oczach:
-Wiedziałaś od dawna, prawda? Mam ją zabić, co mam robić Cara, powiedz mi !
-To dziecko, będzie najpiękniejszą rzeczą w Twoim życiu, musisz zrobić wszytko, żeby nie zostało Ci odebrane Nik- odparła łapiąc mnie za ramię.



poniedziałek, 23 grudnia 2013

Czarownica, Sztylet i Cara

Rebakah szybko zadomowiła się u mnie, co było dla mnie niepokojące..Było już późno a ja nie mogłem tej nocy zasnąć. Księżyc oświetlał mój pokój w , którym panował półmrok.
Miałem czas na przemyślenia, byłem wściekły, że Marcel , którego traktowałem kiedyś jak syna okazał się zdrajcą.. Czułem się oszukany, co wprawiało mnie w szaleńczo zły nastrój.
Wyszedłem na zewnątrz i udałem się do jednego z barów.Było tłoczno, podszedłem do jednej z kelnerek zahipnotyzowałem ją a ta płynnym ruchem rozcięła sobie nadgarstek,
i napełniła płynącą krwią szklankę. Po chwili usiadła koło mnie kobieta o długich jasno brązowych włosach. Była czarownicą, poczułem to kiedy tylko zbliżyła się do mnie.
-Niklaus Mikaelson, miło mi Cię osobiście poznać, jestem Victoria - powiedziała z lekkim i szczerym uśmiechem
-Victorio, nie boisz się w środku nocy chodzić po Nowym Orleanie ?!
-Klausie, nie zależy mi już na niczym, Marcel zabił pół mojej rodziny,więc zależy mi tylko na zemście,  po czym szybko podniosła głowę i siłą umysłu podpaliła wchodzącego wampira.
W barze, zrobiło się zamieszanie, złapałem Victorie za rękę i w wampirzym tempie przenieśliśmy się do mojej rezydencji.
-Pięknie tu - powiedziała Victoria
-Dziękuje, ale nie po to Cię tutaj przyprowadziłem.- odparłem
-Chcesz się zemścić na Marcelu tak bardzo jak ja, czuje to. Słyszałam o Tobie wiele, silny hybryda, nieśmiertelny, bez jakichkolwiek zachamowań. Do czego byłabym Ci potrzebna ?
-Nowy Orlean, to było moje miasto. Chciałem stworzyć miasto pełne istot nadprzyrodzonych, wampirów, hybryd, wilkołaków i czarownic.
Jednak Marcel jak dobrze wiesz, zabija wilkołaki i czarownice.Mało tego ma młodą czarownice Davine, której chce użyć przeciwko pierwotnym.
-Davina, pamiętam ją jako dziecko miała niezwykle dużo siły, jej zdolności pojawiły się tuż przed narodzinami.Marcel wychowuje ją od wielu lat, trzyma w zamknięciu.
Davina wyczuwa moce, i wie kto ich używa , dzięki temu Marcel wie kogo zabić. My czarownice, zawsze trzymamy się razem, a on ją nam odebrał
-Więc mamy wspólny cel, każde z nas chce odebrać coś Marcelowi.
Kobieta uśmiechła się i powolnym ruchem udała się do wyjścia. Minęły sekundy a ja usłyszłem jej przeraźliwy krzyk, szybko podbiegłem i ujrzałem jednego z wampirów Marcela, który próbował ją zabić.
Nie wiele myśląc, podszedłem i wyrwałem mu serce.
-Uratowałeś mnie, jestem winna Ci przysługę- odparła
-Nie ma za co kochana, jestem po waszej stronie, do usług.
Wszedłem do domu i usłyszałem irytujący mnie głos mojej siostry:
-Ładne przedstawienie Nik, od kiedy lubisz czarownice ?
-Rebekah nie mam ochoty Cię słuchać dziś ani nigdy..
-Wyrzucasz mnie ?
-Skądże siostro- odparłem w półuśmiechu i wbiłem jej sztylet w serce mówiąc szeptem : Przepraszam, nie możesz się teraz w to mieszać..
Był już ranek, nawet nie zauważyłem jak szybko minął ten czas.Usłyszałem dzwoniący telefon, na ekranie pojawiło się ' Luizjana',  odebrałem:
- Witaj Cara
-Witaj Nik, dziś pełnia, pamiętaj o naszym spotkaniu.Bądź ostrożny, to jeszcze nie czas na to by ktoś mnie poznał.
-Cara, przez prawie tysiąc lat chronię Cię, i będę robił to dalej. Właśnie zasztyletowałem Rebekeh czułem, że nie jest po mojej stronie.
-Wygramy tę wojnę Niklausie, obiecuje Ci to..
Był ranek, do pełni dużo czasu.. Wyjąłem sztalugi i zacząłem malować..Przerwał mi jednak głos Marcela wchodzącego do mojego pokoju:
-Piękne obrazy, Klaus..
-Czego chcesz ? - warknąłem zimno
-Słyszałem że zabiłeś jednego z moich, wczorajszej nocy.
-Tak? Nic mi o tym nie wiadomo, zabijam wszystkich, których zachowanie nie przypadnie mi do gustu- odparłem w półuśmiechu
-Klaus, Nowy Orlean żyje wg moich zasad. Nikt nie ma prawa zabijać moich wmpirów!
-Łamanie zasad to moja specjalność.
Marcel wyszedł bez słowa, a ja wróciłem do malowania.
Zbliżała sie północ, wsiadłem w samochód, który potem zostawiłem na poboczu, udałem się w stronę bagien. Zgodnie z obietnic przemieniłem się w wilka..
Pobiegłem, i ujrzałem Care w postaci wilka.. Zawsze zachwycała mnie jej siła i blask bijący z jej oczu, ale nigdy nie zazdrościłem..






sobota, 21 grudnia 2013

Tajemnice, Marcel i Rebekah .








Chodziłem godzinami po Nowym Orleanie, chciałem być o krok przed nim. Układałem w głowie plany, zemsty.. Moje rozmyślania przerwał  telefon :
-Niklaus, spotkajmy się za bagnami. Kiedy wybije północ, będę czekać przy rzece , nie spóźnij się , dobrze wiesz , że muszę jeszcze się ukrywać.
Do wyznaczonej godziny zostało sporo czasu. Wpadłem do kilku barów, w jednym z nich zobaczyłem Rebekeh , moją siostrę .
Szybko odwróciłem się i wyszedłem na zewnątrz. "Rebekah w Orleanie ?! Co ona tu robi ?" myślałem..
W drodze na bagna poczułem głód, zjechałem na pobocze, wysiadłem i położyłem się na środku jezdni czekając na jakikolwiek samochód.
Tak robił jeden wampir w Mistic Falls , gdzie niedawno jeszcze mieszkałem.
Po kilku minutach zatrzymała się młoda kobieta, która chciała udzielić mi pomocy, której oczywiście nie potrzebowałem.
Wstałem, pochyliłem się nad nią mówiąc i równocześnie hipnotyzując : Nie będziesz krzyczeć, nie będziesz się bać, kiedy skończę o wszystkim zapomnisz i odjedziesz.
Wbiłem w jej szyję moje zęby i piłem jej ciepłą jakże ludzką krew, nie chciałem przestawać , ale wiedziałem że muszę.
Przestałem,starannym ruchem wytarłem twarz ubrudzoną krwią, a kobieta zrobiła tak jak jej kazałem.
Szedłem przez bagna i usłyszałem w pewnym momencie :
-Cii, jestem tu . Nik musisz być ostrożny, Marcel nienawidzi czarownic i zabije każdą która praktykuje magię i tych którzy z czarownicami trzymają.
-Wiele się zmieniło odkąd wyjechałem, ale pamiętaj , że nie pozwoliłbym Cię skrzywdzić. A ja, jestem nieśmiertelny ! Mnie się nie da zabić - wykrzyknąłem z całych sił śmiejąc się,
przypominając sobie , że jestem ponad Marcelem.
-Wiem Nik, niedługo pełnia, spotkamy się w tym samym miejscu o tej samej godzinie, ale musisz się przemienić.
-Dobrze, żaden problem - odparłem i w wampirzym tempie odszedłem
Wróciłem do domu, otworzyłem butelkę whisky i piłem..Moją głowę zaprzątnęły myśli o siostrze, która nie wiadomo z jakich przyczyn pojawiła się tu.
Marcel- pomyślałem, przypominając sobie jej bezgraniczną miłość do niego.
W jednej chwili zmiażdżyłem w ręku szklankę pełną whisky.

Kolejnego dnia, poszedłem do rezydencji Marcela, która niegdyś była moja.
-Klaus, co Cię sprowadza do mnie - wykrzyknął Marcel
-Przyszedłem do mojego najlepszego przyjaciela, który tak dobrze zaopiekował się miastem , które stworzyłem- odpowiedziałem uśmiechając się szyderczo
Marcel już wiedział, że będę chciał odzyskać to co należy do mnie. Poszliśmy razem do baru na drinka.
- Klaus, powiedz mi jak to jest utracić kontrolę nad wszystkim co kiedyś było Twoje.
Wyprowadziło mnie to z równowagi, złapałem go za szyję i mocno przyparłem do ściany. Miałem ochotę go zahipnotyzować, ale wiedziałem że pije werbene.
Z trudem powiedziałem:
-Nie zapominaj kto Cie stworzył i kto może Cię zabić.Kiedyś sam odpowiesz na to pytanie, kiedy ja Ci je zadam.
Wyszedłem z baru, obmyślając zemstę. Pod moim domem stała Rebekah.
-Co Cie sprowadza do mnie siostro? Miłość Cię po raz kolejny zawiodła ?- powiedziałem z gniewem
-Nik, dowiedziałam się o czymś co mogłoby Ci się nie spodobać.
-Co takiego stało się Rebekah ?
-Marcel, trzyma w zamknięciu młodą czarownicę Davine, podobnież ma niezwykłe zdolności i chce ją wykorzystać przeciwko nam.
-Nie bądź śmieszna, nas nie można zabić siostro - odparłem z uśmiechem , pamiętając o tym że ja też mam sekretną broń o której nikt nie wie.
Przez około tysiąc lat strzegłem mojej tajemnicy, nie pozwolę tak po prostu jej wyjawić..




Czekam na opinie i pozdrawiam :)

piątek, 20 grudnia 2013

Prolog

Z popołudniowej drzemki wybudził mnie dźwięk telefonu.
Na ekranie pojawiło się 'Luizjana' od razu wiedziałem, że to zły znak.
Zaniepokojony odebrałem i usłyszałem :
-Niklaus musisz przyjechać do Nowego Orleanu, sprawy mają się coraz gorzej.
Bez dłuższego namysłu wyszedłem bez słowa zostawiając bez pożegnania śpiącą,  półnagą Hayley, która była jednorazową przygodą.
Miasto wyglądało pięknie, muzyka szalała a ja wyczuwałem zdumiewająco dużą liczbę wampirów.
Przeszedłem kilka przecznic i poczułem znajomy zapach..
-Marcel - powiedziałem szeptem odwracając się
-Klaus - odpowiedział
Odwróciłem się i widziałem nie małego chłopca, którego wychowywałem przez lata a dorosłego mężczyznę który zawładnął moim miastem.
Zgrywając dobrą minę do złej gry, zaproponowałem Marcelowi by oprowadził mnie po Orleanie i opowiedział co się zmieniło od mojego wyjazdu.Marcel spojrzał na mnie i powiedział:
- Spójrz tylko jaki teraz jest Nowy Orlean !
 Usłyszałem przeraźliwy gwizd mojego towarzysza a lada moment pojawiło się około dziesięciu wampirów, zgromadzonych wokół z jednej z czarownic.
-Wiecie co robić - krzyknął Marcel do gromadki jego podwładnych
Zobaczyłem jak rozrywają jej ciało na strzępy  dumnie się ciesząc.
Marcel spojrzał i powiedział :
-Tak wygląda mój Nowy Orlean ! Niech żyje miasto wampirów !
Poczułem żal i rozgoryczenie, ale nie pokazywałem tego po sobie i w pół uśmiechu odszedłem..



Jestem tu nowa, ale mam nadzieję , że wam się spodoba.