sobota, 23 sierpnia 2014

Wrócę, obiecuję.

Oczyma Damona
Dochodziła północ, księżyc oświetlał delikatnie promienną twarz roześmianej Eleny. Przyglądałem się jej, nie słuchałem jej słów..miałem mętlik w głowie. Kochałem Elene, ta dziewczyna doprowadzała mnie do obłędu, jeszcze do niedawna potrafiłbym oddać za nią życie. Jednak życie potrafi być przewrotne, a dokładnie wiem żyjąc ponad sto lat. Każdy jej uśmiech, spojrzenie, czy chociażby jej głos koił moją złą stronę. Ale Elena wybrała mojego brata, a ja poznałem kogoś przy kim nie muszę się zmieniać, mogę być sobą. Cara była przeciwieństwem Eleny, ale jej powrót znaczył chyba dla mnie coś więcej.
-Pora na mnie- wydusiłem.
-Okej, w takim razie, do kiedyś - odpowiedziała brunetka i pocałowała mnie delikatnie w policzek.
***
Wszedłem do rezydencji Mikaelsonów, udałem się łazienki. Zrzuciłem z siebie brudne ubrania i wszedłem pod strumień ciepłej wody. Przed oczyma miałem kilka pięknych, niezwykle czułych scen..moich i Eleny. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Cary dochodzący zza drzwi :
-Damon, gdzie byłeś ?
-Zaraz wyjdę, porozmawiamy- odpowiedziałem, wiedząc , że jeżeli będę coraz bliżej kłamstwa oddale się od kobiety przy której mogę być sobą.
Oczyma Klausa
Niewinnie ciało Caroline ruszało się z boku na bok, jej powieki zaczęły niewinnie drgać. Marzyłem o tej chwili tak długo, by obudzić się przy blond piękności, jednak zaraz będę musiał się tego wyrzec. Zakończyć to, co jeszcze nie zdążyło się rozwinąć.
-Hej- wyszeptała ochryple patrząc mi w oczy.
-Caroline, musimy porozmawiać- odpowiedziałem zaciskając usta w wąską linię. Słyszałem jak kruche serce wampirzycy zaczyna przyspieszać a oddech staje się niespokojny.
-Muszę dziś opuścić Nowy Orlean, wrócę tu..ale nie teraz, teraz muszę wyjechać.
-Co ? Jak to ? - odpowiedziała, przebierając wampirzego tempa na ubranie się. Widziałem jak kąciki jej ust zaczynają drżeć, a do oczu napływa przezroczysta ciecz.
-Muszę, sprawy z Rebeka- rzuciłem chłodno, przybierając złą maskę. Wyszedłem z łóżka, ubrałem wczorajszy strój i udałem się do wyjścia. Nie chciałem tego, ale wiedziałem , że tak trzeba, tak będzie lepiej. Nie chcę utracić siebie, własnego charakteru, osobowości. Usłyszałem szybki trucht blondynki, odwróciłem się a ta rzuciła mi się w ramiona i zaczęła łapczywie całować. Uniosłem ją ku górze, spojrzałem w jej przepiękne oczy i wyszeptałem :
-Wrócę, obiecuję.
Nim się obejrzała mnie już nie było. Miałem mieszane uczucia, ale po raz pierwszy poczułem , że taka przerwa jest mi potrzebna. Niegdyś walczyłem o Caroline z zapartym tchem, wtedy wydawało się , że byłem jej obojętny..
***
W kuchni czekała na mnie Hayley, była lekko poddenerwowana, ale nadal nie schodził z jej twarzy cwaniacki uśmiech. Spojrzałem w drugą stronę, na stole leżała zakrwawiona dziewczyna, wyraźnie ktoś pomyślał o moim śniadaniu.
- To Damona sprawka ?
- Mhm- odpowiedziała mrużąc oczy, minęła chwila zanim zadała kolejne pytanie- Gdzie byłeś całą noc ?
-Od kiedy muszę Ci się tłumaczyć ?- zapytałem unosząc dłonie ku górze.
-Mamy razem dziecko- wycedziła.
-Wiem, ale czy to coś znaczy, mały wilczku ?- odpowiedziałem uśmiechając się.Oczy pokierowała na dół, jakby po raz kolejny się na mnie zawiodła. W sercu jak nigdy przedtem poczułem lekki smutek.


Oczyma Caroline

Nie czułam się wykorzystana, miałam mnóstwo czasu na zdobycie Klausa- myślałam. Po raz pierwszy poczułam prawdziwe szczęście, które dano mi na zaledwie jedną noc. Ale wróci, po mnie - dławiłam swój umysł śmiesznymi przemyśleniami. W drzwiach pojawiła się rozpromieniona Elena:
-Co się stało ?- zapytałam.
-Byłam z nim całą noc Caroline, całą noc.
-Spałaś z nim ?
-Nie ! Oczywiście, że nie.. ale widzę, jak się opiera, jak jego skóra drży gdy spokojnie go dotykam, jak składam na jego policzku ciepły pocałunek.
-Eleno, nie rób sobie złudnej nadziei.. Damon jest podobny do Klausa, nie zmieni się dla kogoś, będzie zabijał a Ty tego nienawidzisz, pamiętasz dlaczego wybrałaś Stefana ? Bo był ciepły, uroczy, nie krzywdził ludzi.
-Tak wiem Caroline, Damon jest jego zupełnym przeciwieństwem ! Ale to jego kocham, rozumiesz ? Przyjechałam tu by walczyć o niego, nie odejdę bez niego- odpowiedziała zawzięcie, tak jakby od tego miałoby zależeć czyjeś życie - I zrobię wszystko, by z nim być- dodała. 
-Klaus wyjeżdża dziś z Nowego Orleanu, Damon pewnie razem z nim- odpowiedziałam oschle.




Oczyma Damona
Siedziałem w swoim pokoju, przy parapecie zaprzątając sobie  niepotrzebnie myśli. Do drzwi zapukała Cara, już miałem z nią dawno porozmawiać.
-Mogę ?
-Jasne - odpowiedziałem nie patrząc w jej stronę.
-Nie pakujesz się ? Dziś wyjeżdżamy- zaczęła spokojnie.
-Wróciła Elena- odparłem i uniosłem oczy ku niej. Widziałem jak zmaga się z prawdziwym uczuciem, jak bardzo pragnie w tym momencie kogoś skrzywdzić, dokładnie jak ja przed kilkoma godzinami. Nigdy nie myślałem o tym by ją skrzywdzić, czułem coś do niej, przyciągała mnie do siebie, swoją odwagą, brakiem przyzwyczajania się, niezależnością. Ale czy to była prawdziwa miłość ? Czy potrafiłbym spędzić z nią całe życie, nie zdradzając jej.. nie szukając u kogoś innego ciepła, którego Cara posiada tak niewiele. 
-Ja wyjeżdżam- odpowiedziała i wyszła trzaskając drzwiami.







Tragedia wiem, przepraszam ! Z całego serca, czy to ma jakikolwiek sens ? Zapewniam, że z Caroline jeszcze będzie wiele akcji :) bo już od dawna mam plan na nią w tym blogu :) Jestem całym sercem za Deleną, jestem Damonowcem także ! :) Nie wiem czy połączę ich ponownie, choć wiem, że to naprawdę prawdziwa miłość, czy pozostanę przy Cara x Damon :) 
Jak Wam się podoba Hayley w tym blogu ? Czy chcielibyście aby jej relacja z Klausem znacznie się poprawiła ? :)
Za nieobecność przepraszam :* 
Buźka !

niedziela, 20 lipca 2014

Sprzeczne myśli

***
Oczyma Klausa
Stanąłem przed drzwiami swojej rezydencji. Na ustach malował mi się uśmiech, ciągle czułem posmak delikatnych ust Caroline. Wiedziałem, że to nie koniec mojej walki o Nowy Orlean, o mój dom. Przekroczyłem próg drzwi, skierowałem się do pokoiku mojego potomka, mojego syna, który będzie razem ze mną walczył o to miasto.
***
Hayley leżała na leżance trzymając w objęciach Angusa. Mały wiercił się, pochyliłem się nad nimi, wyciągnąłem dłonie i wziąłem w ramiona mojego syna. Spojrzał w moje oczy, uśmiechnął się po czym zamknął swoje powieki i zasnął. Włożyłem go do drewnianego łóżeczka, z leżanki wziąłem Hayley i zaniosłem ją do jej sypialni. Kiedy miałem już ją kłaść otworzyła oczy i wyszeptała:
-Troszczysz się Klausie ?
-Nie, właśnie usiłuję Cię zabić - odpowiedziałem wyginając twarz w uśmiechu. Kobieta odpowiedziała tym samym. Po chwili siedzieliśmy na brzegu jej łóżka, Hayley złapała mnie za rękę, a ja nerwowo odsunąłem ją od niej. Nie chciałem zbliżać się do niej, nie teraz kiedy Caroline robi pierwsza kroki ku mojej osobie, ale musiałem zadać sobie pytanie czy chcę jej tak samo jak było to dawniej ?
-Coś jest nie tak, Klaus powiedz mi - powiedziała nagle Hayley.
-Dziś wyjeżdżamy, powiedziałem Rebece, że wyjedziemy. Musiałem ratować Caroline, przegrałem bitwę, ale wygram wojnę.
-Przeklęta Caroline, czy blondynki muszą być takie kłopotliwe ? - powiedziała niemalże krzycząc. Nie odpowiedziałem, wyszedłem z jej pokoju i ruszyłem na polowanie.
***
Oparłem się o ścianę jednego z budynków znajdujących się na tej uliczce, na rogu stała młoda kobieta, o czekoladowych włosach. Była smutna, przestraszona, w mgnieniu oka znalazłem się tuż przy niej. Spojrzała na mnie swoimi piwnymi oczami i zapytała:
-Coś się stało ?
Zauważyłem, że na jej policzku jest świeża ciecz, płakała całkiem niedawno.
-Ten dzień, będzie Twoim wybawieniem - odpowiedziałem uśmiechając się złowieszczo.
Jeszcze przez chwilę przyglądałem się młodej damie, potem wgryzłem się w jej szyję i pozbawiłem ją życia. Czerpałem z tego przyjemność, byłem szczęśliwy, miałem kontrolę.

***
Oczyma Caroline
Spoglądałam na Elenę, która rozglądała się po moim mieszkaniu. Przyjechała to z jakiegoś powodu, a tym powodem nie byłam ja.. czułam to.
-Elena ?
-Tak ?
-Dlaczego przyjechałaś, nie dla mnie, to ma coś wspólnego z Damonem ?- zapytałam, a mina przyjaciółki od razu posmutniała. Podeszłam do niej i przytuliłam do siebie, bo wiedziałam, że to co powiem zmieni jej całe życie- Eleno, Damon jest z kimś związany.
-Co ? - zapytała przerażona- Chce się z nim zobaczyć Caroline, proszę zrób coś.
-A co z Stefanem ? Nie możesz ich traktować jak zabawki.
-Nie traktuję ich jak zabawki Caro, kiedy Damon wyjechał czułam się samotna, nie cieszyłam się z niczego. Ja go kocham, będę walczyć !
-Z czarownico-wilkołakiem ? Siostrą Klausa ? Powodzenia.

***
Oczyma Klausa
Nawet nie wiem kiedy znalazłem się pod drzwiami Caroline Forbes. Delikatnie zapukałem, blondynka otworzyła i uśmiechnęła się opuszczając głowę.
-Mogę wejść? - zapytałem.
-Jasne- odpowiedziała, a ja zaraz zobaczyłem Elene Gilbert, która wyraźnie była przerażona. W wampirzym tempie znalazłem się tuż obok niej.
-Co tu robisz nędzny sobowtórze ?
-Nie Twój interes- odpowiedziała i rzuciła się do wyjścia. Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem na zdenerwowaną Caroline, która przewróciła oczyma.
-Chciałbym z Tobą porozmawiać- powiedziałem i przeszyłem ją wzrokiem. Podeszła do mnie, uniosła głowę do góry i spojrzała mi w oczy.
-Ja.. ja.. przepraszam za wczoraj, może nie powinnam- zaczęła mówić na jednym tchu, przerwałem jej. Pocałowałem ją zachłannie, wpiłem się w jej usta, a ona odwzajemniła mój pocałunek. Pożądałem jej, chciałem mieć ją dla siebie, całą.. Byłem tego pewny w tym momencie. Wsunąłem moje dłonie pod jej koszulkę i błądziłem po jej delikatnym ciele. Czułem jak zaczyna mnie oplatać nogami w pasie, nasze języki walczyły o dominację a z gardła wydobywały się ciche jęki. Miałem jej przekazać złą wiadomość, że wyjeżdżam, ale nie mogłem, nie chciałem przerywać tego momentu. Blondynka zdjęła moją koszulkę, ja jej skromny T-shirt rozerwałem i rzuciłem dalej. Przeniosłem ją w wampirzym tempie do sypialni. Spojrzałem w jej niewinne oczy i przejechałem ręką od ust w dół, czułem jak jej ciało zaczyna się wyginać. Poziom podniecenia Caroline wzrósł, w wampirzym tempie znalazła się na mnie. Ugryzła mnie w wargę tak, że zaczęła płynąc krew, uśmiechnąłem się do siebie. 
***
Leżałem obok nagiej Caroline, spała tak niewinnie. Uśmiechałem się na myśl o wcześniejszych godzinach. Wampirzyca przebudziła się i leniwie otworzyła powieki.
-Caroline- wyszeptałem, a ona zbliżyła się do mnie, dała mi całusa  usta i wyszeptała - Shhh
***
Oczyma Damona
Stałem obok kwiaciarni, nie czułem się tak od czasu.. czasu Eleny. Chciałem kupić kwiaty dla Cary, ale nie byłem pewny czy ona tego oczekuje. Znacznie różni się od Eleny, ona by się uśmiechnęła, skoczyła mi w ramiona i popłakała ze szczęścia. Miałem jakieś wyrzuty sumienia, nie wiem czy to było jakieś znaczące uczucie, czy nie.. czułem się jakbym oszukiwał siebie. Usiadłem na ławce, wyciągnąłem nogi przed siebie a po chwili usłyszałem niewinny głos.
-Damon
-Elena - odpowiedziałem, a dziewczyna rzuciła się z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Przytuliłem ją do siebie i z jakiegoś powodu poczułem się zmieszany, niepewny. Od Eleny biło ciepło, radość, sympatia, a ja poczułem walkę w sobie. Miałem sprzeczne myśli i odczucia, ale wiedziałem, że od tej pory nic nie będzie takie samo.




Zabijcie mnie ! xd Przepraszam za nieobecność ! Za naprawdę słaby rozdział, postaram się nadrobić wszystko, ale potrzebuje czasu, a go nie mam ! Przez pracę :( 
I teraz czekam na obrońców Deleny ! No proszę, Delenowcy pokażcie się xd ;) 
Piszcie co i jak ! Przepraszam, bo wiem że ten rozdział jest okropny, ale nie chciałam już dłużej nie pisać.
xoxo



sobota, 7 czerwca 2014

Czy jesteś zazdrosna ?

***
Oczyma Caroline
Moim oczom ukazał się mężczyzna o bujnych, kręconych włosach. A zaraz za nim Rebekah Mikaelson, wyglądała na zmartwioną, ale równocześnie pewną siebie. 
-Witaj Caroline- wysyczała niemalże na mnie plując.
-Dlaczego pozwoliłaś skrzywdzić Elijah'e ? - zapytałam wymachując rękoma.
-W zasadzie, to ja kazałam mu skręcić kark.. jakoś sama nie potrafiłabym, a wampiry Marcela, to moja nowa rodzina - wysyczała robiąc miny pogardy niczym Katherina Pierce.
-Czego chcesz ?- pokręciłam głową ze smutkiem.
-Ciebie - wyszeptała. Poczułam jej ręce na moim karku, a potem ciemność i nicość. 
***
Leniwie otworzyłam oczy, które bardzo łzawiły. Czułam bolący ucisk w okolicach szyi, wstałam z chłodnej posadzki i przetarłam kilkakrotnie kaprawe oczy. 
-Wreszcie, już myślałam, że Cię zabiłam barbie - syknęła Bex, po czym wylała na mnie wiadro wody pomieszanej z werbeną. Wydałam z siebie głośny ryk spowodowany bólem palącej skóry.
-Czego chcesz ode mnie ? Co Ci zrobiłam ?- wydusiłam z siebie ledwo wstając z podłogi.
-Chce zwabić Nika.. odbiorę mu wszystko,  za to, że zabił Marcela - wyszeptała chwytając mnie za serce. Przez myśl przeszło mi, aby się ruszyć do tyłu aby umrzeć, nie cierpieć. Walcz Caroline ! -  mówiło mi sumienie. Po kilku minutach Rebekah wyjęła dłoń z mojej klatki piersiowej pozostawiając mnie przy życiu.
-Myślisz, że zwabisz Klausa ? Na mnie ? Mylisz się Rebekah, tak bardzo się mylisz, on ma Hayley, ma dziecko.. to jest teraz jego rodzina. Ja się nie liczę..- wyszeptałam, a kilka samotnych łez spłynęło po moim policzku, w głębi duszy chciałabym, aby te słowa nie były prawdą.. ale zdawałam sobie sprawę, że tak może być- Wyłączyłaś emocje Bex ? - zapytałam, ale zaraz pożałowałam, bo pierwotna wbiła mi metalowy pręt w udo.
-Przestań, przestań ! - wykrzyczałam i poczułam gniew. W wampirzym tempie chciałam stanąć tuż przed nią, ale uniemożliwiły mi ruch łańcuchy założone na moich kończynach. Obnażyłam kły, pod oczyma powstały czarne żyłki, a z moje nosa ponownie zaczęła lecieć krew.
-Co Ci jest ?- zapytała rozbawiona pierwotna. I rzuciła we mnie szmacianą chusteczką po czym wyjęła z kieszeni komórkę.
-Witaj Nik.. przyjdź na stare magazyny, myślę , że Twoja biedna, krucha Caroline traci życie - powiedziała rozbawiona po czym do ust nalała mi palącej cieczy. 
-Klaus ! - wykrzyczałam pozwalając moim emocją wziąć górę. Rozpłakałam się jak dziecko, po moich policzkach spływały strużki słonych łez. Skuliłam się w kącie i straciłam nadzieję, nadzieję na cokolwiek.
***
Oczyma Klausa
Usłyszałem ją, usłyszałem drobną, smutną, obolałą Caroline. Rebekah wbija mi nóż w serce, nigdy nie myślałem , że jest aż tak mściwa. Wyszedłem z pokoiku synka, w korytarzu spotkałem szczęśliwą Hayley.
- Coś się stało ?- zapytała łapiąc mnie za nadgarstek.
-Bex torturuje Caroline, muszę jej pomóc- odpowiedziałem, wtedy wilczyca zbliżyła się do mnie, przygryzła wargę i wyszeptała:
-Nic nie musisz Klaus.. masz teraz syna, czy nie jest on dla Ciebie najważniejszy.. jestem też ja.
-Hayley..- wyszeptałem- Czy jesteś zazdrosna ?- i odszedłem pozostawiając zawiedzioną, może zezłoszczoną Hayley. W wampirzym tempie zszedłem na dół, już miałem wybiegać na zewnątrz kiedy to zostałem zatrzymany przez nadprzyrodzoną moc Cary.
-Gdzie tak pędzisz Nik ?
-Odebrać Caroline.. Bex ją torturuje.
-O Boże.. czy ta dziewczyna musi przynosić same kłopoty ? - odpowiedziała Cara i założyła czarny płaszcz.
-Gdzie idziesz ?- zapytałem zdezorientowany.
-Z Tobą, chyba naszej dwójce nic nie może się równać prawda ? - odpowiedziała z cwaniackim uśmiechem. Moja siostra była odzwierciedleniem mojej osobowości. Zawsze na nią mogłem liczyć, a w głębi duszy było mi wstyd za ostatnie wydarzenia.
Wyszliśmy razem z rezydencji, podałem dłoń siostrze i zaraz znaleźliśmy się w wampirzym tempie w wyznaczonym miejscu.
Wytężyłem swój słuch, tak by usłyszeć czyjeś chociażby stąpnięcie.. i usłyszałem, a nawet zobaczyłem sznur wampirów, niegdyś armii Marcela..a na czele stała Bekah Mikaelson.
-Rebekah.. w co Ty grasz ? - zapytałem unosząc ręce. Pierwotna zbliżyła się do mnie w nadnaturalnym tempie i odpowiedziała:
-Chcę , żebyś się stąd wyniósł. Nie zdzierżę Twojego widoku, ani Twoich potomków. Nie chce Cię znać Niklausie !
-Nie będziesz mi rozkazywać Bex, Elijah jest pionkiem w rodzinie, ale nie ja. Jeżeli będę chciał odejdę, jeżeli nie, zostanę - wzruszyłem ramionami. Wtedy na dziedziniec wprowadzono Caroline, jej skóra była zaczerwieniona, oczy w niewielkim stopniu otwarte. Jej nadgarstki zaczęły nieco sinieć od zbyt mocno zaciśniętych łańcuchów. Spojrzałem w oczy Rebeki i wycedziłem:
-Zabije Twoją całą ''armię'', nie pokonasz mnie i Cary.
-Pokonam, już to zrobiłam - uśmiechnęła się a obok niej zaraz pojawiła się wiedźma- Anna- znałem ją, pamiętałem z czasów mojego dzieciństwa, ale ona odeszła..Rebekah musiała ją wskrzesić. Zacisnąłem zęby i zacząłem walczyć, zabijać wampiry poprzez wyrywanie serc, Cara próbowała odebrać Caroline wampirom, ale nie mogła, Anna była silniejsza, wskrzeszona, starsza. Widząc porażkę mojej siostry, poddałem się. Stanąłem przed Rebeka i wysyczałem:
-Wyjadę, niech Ci będzie.
-Co ?
-To co słyszałaś, wyjeżdżam.
-Wielki, potężny, niezwyciężony Niklaus Mikaelson przegrał bitwę - wyszeptała- ironicznie się śmiejąc.
Na mojej twarzy pokazał się złowieszczy uśmiech, pochyliłem się nad moją przyrodnią siostrą i powiedziałem:
-Przegrałem bitwę, ale wygram wojnę .

***
-Trzymałem w objęciach Caroline Forbes. Siedziałem na ławce, zaczynał lekko sączyć się deszcz. Kilka chłodnych kropel zbudziło wampirzyce. Spojrzała na mnie swymi obolałymi oczyma i wyszeptała:
-Uratowałeś mnie, ponownie.
-Nie mógłbym inaczej Caroline- odpowiedziałem, a blondynka wtuliła się w mój tors. Jedną rękę trzymała na mojej szyi, a drugą obejmowała mnie przy dolnej części pleców. Pochyliłem się nad nią i wdychałem jej zapach lekko zroszonych włosów. Wtedy Caroline obróciła twarz i spotkaliśmy się wzrokiem, nasze usta dzieliły milimetry, słyszałem jej przyspieszony oddech, przyspieszone bicie serca. Wampirzyca mrugnęła kilkakrotnie i złożyła na moich ustach pocałunek, pełen uczuć, subtelności..
-Dziękuję Ci, Klaus - wyszeptała odrywając się ode mnie i znikła w wampirzym tempie. Uśmiechnąłem się pod nosem i wróciłem do rezydencji. Moje serce biło radością, byłem szczęśliwy pomimo porażki z Rebeka.. Nie musiałem się niczego obawiać, w końcu miałem w zanadrzu kolejny, podły plan.
***
Oczyma Cary
Wpadłam do mieszkania, byłam wściekła, że Klaus się poddał. Że ktoś był silniejszy ode mnie. Jednak wiedziałam, czułam , że to dopiero początek.. Nik nigdy nie poddałby się, nie oddałby tego miejsca, Nowego Orleanu.. naszego domu, mojego domu. 
-Hej Cara - szepnął Damon, przyglądał mi się sącząc krew z woreczka.
-Damon..- wyszeptałam- Będziemy musieli wyjechać stąd. Nik wolał uratować tą przeklętą Caroline, jeszcze co za los , że ja muszę jej pilnować - wycedziłam.
-Jak to ?
-Nie zrozumiesz, Damon, muszę wyjść, nie poddam się bez walki.
-Idę z Tobą - wyszeptał łapiąc mnie za dłonie- Chcę być przy Tobie Cara- powiedział ledwie słyszalnym głosem. Wierzchem dłoni przejechał w górę a pod jego dotykiem dostałam gęsiej skórki. Spoglądałam w jego oczy, pomiędzy nami zaczynało budować się napięcie. Nie wiele myśląc przybliżyłam swoje usta do jego, wdychałam jego zapach, woda kolońska pomieszana z burbonem. Wampir wpił się w moje usta, pocałunki zaczęły robić się gorętsze, namiętne..nasze języki walczyły o dominacje. Oplotłam go nogami w pasie, a on zaprowadził nas w wampirzym tempie do sypialni. Posadził mnie na komodzie wcześniej zrzucając z niej jakieś figurki, błądził pod moją koszulką swoimi chłodnymi dłońmi. Całowałam go zachłannie, wyładowywałam na nim swój gniew, ogarnęło mnie pożądanie i ekscytacja, pozbawiłam go koszulki a on nie był mi dłużny. Po kilkunastu minutach gry wstępnej znaleźliśmy się na wielkim łóżku. Damon spojrzał na mnie do tond obcym mi spojrzeniem i wszedł we mnie, a z moich ust wydobył się jęk podniecenia. 
 ***
Oczyma Caroline
W nadnaturalnym tempie przemierzałam ulice Nowego Orleanu, chciałam znaleźć czarownice, która rzuciła na mnie zaklęcie.. tak sądzę. Ani śladu po tej pieprzonej wiedźmie - pomyślałam. Czułam się źle, byłam obolała, kilka razy w dniu dostawałam krwotoków z nosa. Znudzona poszukiwaniami wróciłam do mieszkania, które tętniło pustką.. Brakowało mi tu czegoś, lub kogoś - pomyślałam o Klausie. Położyłam się wygodnie na leżance i przypominałam sobie jego umięśniony tors, jego zapach i smak jego ust. Caroline Forbes pocałowałaś go pierwsza - wyszeptałam wierzgając jak dziecko nogami w chwili radości. Tak dawno nie kontaktowałam się z moją przyjaciółką Eleną, wyjęłam telefon i wystukałam jej numer.
-Caroline ? - usłyszałam jej pogodny głos.
-Elena, tęskniłaś ?- zapytałam chichocząc.
-Pewnie, że tak.. kiedy wrócisz do Mystic Falls ? Wszyscy za Tobą tęsknimy- powiedziała zakłopotana i mimo ,że jej nie widziałam w tym momencie wiedziałam, że wygina dolną wargę w dół.
-Elena. ja..nie wrócę już nigdy do Mystic Falls- powiedziałam na wdechu.
-Jak to nigdy ? Caroline co Ty mówisz ? 
-Pocałowałam dziś Klausa Eleno, jestem gotowa na to, aby z nim być, chcę tego.. To nie jest tak jak z Tylerem, czuję to- wyszeptałam rumieniąc się.
-Caroline.. ja przyjdę do Nowego Orleanu, muszę coś zrobić, coś mnie dręczy.. a Tobie przemówię do rozsądku Caroline ! Klaus Mikaelson ? Serio ?
-Muszę kończyć, ktoś puka ! - wyszeptałam i rozłączyłam się momentalnie.
Powolnym krokiem stanęłam przed drzwiami, przekręciłam kluczyk w zamku. Moim oczom ukazała się Elena, przytuliłam ją do siebie i zaczęłam płakać ze szczęścia. Tak bardzo mi jej brakowało. Zdałam sobie dopiero teraz z tego sprawę jak bardzo zaniedbałam naszą przyjaźń.. Ucieszyłam się na jej widok, zrobiła mi niesamowitą niespodziankę.






I jak ? Komentujcie ! ♥♥
Wiem, że jest okropny.. mi szczerze, średnio się podoba, ale mam nadzieję, że może komuś chociaż wpadnie do gustu ! 
Przepraszam za błędy i czekam na Wasze komentarze, które mnie motywują :)
XOXO

czwartek, 15 maja 2014

Jesteś wybrańcem

Przemieszczałem się z zawrotną prędkością ku rezydencji. Nieprzytomną Caroline trzymałem w ramionach, jej ciało robiło się na przemian lodowate i ciepłe. Skóra bladła, a za chwilę pobłyskiwała kolorem. Po kilkunastu sekundach byłem w domu, na sofie ułożyłem blondynkę. Usłyszałem oszałamiający krzyk Hayley, wszytko toczyło się tak szybko, dosłownie wszytko naraz. W wampirzym tempie znalazłem się tuż przy rodzącej Hayley. Jej twarz przepełniona była bólem i strachem. Niepewnie stąpając zbliżałem się do kobiety, która opadała z sił. Chwyciłem ją za rękę i pogłaskałem po spoconym czole. Drugą dłoń Hayley trzymała moja matka-Esther. Po niespełna dwudziestu minutach po twarzy mojej rodzicielki zaczęły uwydatniać się żyły koloru czarnego.
-Matko - szepnąłem we łzach.
-To już koniec - odpowiedziała i upadła na ziemię. W tym samym czasie na świat przyszło dziecko, które odebrała Davina.
-To chłopczyk - szepnęła radośnie podając maleństwo Hayley. Puściłem dłoń wilczycy i pogłaskałem po zakrwawionym czole synka. Po chwili Davina pokazała drugie dziecko, które było martwe..Kiedy moją uwagę przykuło moje dopiero co narodzone dziecko do pokoju weszła Cara. W oczach siostry pojawiły się łzy i rzuciła się na martwe ciało matki. Oderwałem wzrok od maleństwa i schyliłem się ku martwej matce.
-Co się stało ? - zapytałem.
-Nie wiem Nik- zaszlochała Cara.

***
Co się stało ? Jak tu się znalazłam ? - zapytała blond wampirzyca przeciągając się niczym kot na sofie.
-Nie wiem Caroline- odpowiedziałem wbijając wzrok w podłogę. Blondynka wstała i przybliżyła się do mnie ze skruchą, troską w oczach.
-Co się stało Klaus ?
-Moje dziecko.. urodziło się. To chłopczyk - powiedziałem uraniając kilka gorzko-słonych łez- Moja matka umarła i moje drugie dziecko,  muszę ich pochować, muszę wyjść.
-Mam iść z Tobą ?
-Nie, poczekaj tu.. musimy wyjaśnić sprawę Twojego omdlenia.
-Klaus musimy już iść.. poświęcić ciało matki - wtrąciła się Cara. Na dworze było wietrznie i mgliście, chłód obijał się o moje ciało. Stanąłem nad ciałem Esther i z żalem przyglądałem się jej sinej twarzy, w ręku trzymałem różę, którą po chwili położyłem na piersi rodzicielki. Coś przykuło moją uwagę.. z kieszeni ubrania matki wystawał biały papier. Delikatnie wysunąłem kopertę i otworzyłem wyjmując list.
Drogi Klausie,
Kocham Cię synu, kocham Care i resztę moich dzieci. Patrząc z góry widziałam wszystkie porażki z którymi dane jest Ci walczyć. Jesteś dzielny, a pod skorupą obojętności, grozy i nienawiści kryje się mój mały Nik. Zaklęcie łączące Ciebie i Carę zostało zniszczone, nic Wam już nie grozi.. Proszę Cię także o to byś dał szansę Rebece i swojemu przyrodniemu bratu. Czy władza jest dla Ciebie najważniejsza ? Rodzina synu, to jest Twoja szansa.. to jest siła rodziny Mikaelsonów.
Klausie przepraszam Cię, że Cię nie chroniłam przed Mikaelem, kiedy się znęcał nad Tobą.  Chciałam Ci to wszystko zrekompensować, chociaż wiem , że to bardzo trudne. Wykonałam zaklęcie, trudne.. sprzeciwiłam się wiedźmą z Drugiej Strony, poświęciłam swój spokój dla Twojego szczęścia. Nie zostanę zbawiona, nie przejdę na Drugą Stronę, ale umrę z nadzieją, że z mroku wyjdzie blask. 
Proszę Cię też o to, abyś pochował swe martwe dziecko ze mną.
Nie bądź mrokiem synu. 
Esther- kochająca matka i babcia. 

Po moich rozpalonych policzkach leciały grube łzy, z ust po raz pierwszy wydobyłem jęk.. jęk bólu i rozpaczy. Niewinną duszyczkę włożyłem do trumny matki i zamknąłem wieko. Do mojego ciała przylgnęła Cara, przytuliła mnie troskliwie a ja popuściłem upust tłumiących się we mnie emocją. 
-Słabość obróć w siłę Nik. Wracajmy, musisz zaopiekować się Hayley i swoim dzieckiem. 
***
Wszedłem spokojnym krokiem do rezydencji, drewnianymi schodami udałem się na górę. Delikatnie uchyliłem drzwi, przez malutką przestrzeń pomiędzy futryną a drzwiami zerkałem na śmiejącą się Hayley i Caroline, opiekowały się moim synem. Odchrząknąłem i wszedłem z wymalowanym uśmiechem na twarzy.
-Jak się trzymasz ? - zapytałem wilczycy. 
-Dobrze, chcesz potrzymać naszego synka ? -zapytała przygryzając dolną wargę. Serce przyspieszyło momentalnie, i ująłem w dłonie dziecko.. moje dziecko. Przytuliłem go do swojej piersi, a po policzkach spływały mi łzy radości.
Zbliżyłem się do ściany w sypialni i przycisnąłem ją mocno. Caroline i Hayley patrzyły z zaciekawieniem, uchyliłem tajemnicze drzwi a oczom ukazał się pokoik dla naszego malucha, który przygotowywałem od kilku miesięcy. Rzeźbione łóżeczko, nad nim koraliki, które po cichutku pobrzękiwały.  Pokój był jasny, a łóżeczko w kolorze burgundowym.
-Jak Ty ?- zmarszczyła brwi Hayley i uśmiechnęła się szeroko.
-Jestem potworem, ale nigdy nie będę nim dla mojego dziecka i dla Ciebie Hayley. Dziękuję Ci za wydanie na świat tego maleństwa, przepraszam za moje zachowanie.
-Klaus... nie musisz. Też nie byłam fair- odpowiedziała.
Ja z uśmiechem na twarzy włożyłem syna do łóżeczka.
Spojrzałem na twarz dziecka i poczułem szczęście. Poczułem się ojcem, już kochałem moje dziecko. Jego malutkie ślepka wpatrywały się we mnie, co sprawiało mi radość. Chcę być dobry dla mojego potomka, chcę przekazać mu wartości..
-Wygrałeś synu bitwę już w łonie matki. Jesteś wybrańcem, będziesz miał wyjątkową siłę, będziesz nosił imię Angus.





***
Oczyma Caroline
Zeszłam na dół.. widziałam szczęśliwego Klausa przy boku Hayley, poczułam nutkę zazdrości. Ich dziecko było piękne, niesamowite, przez myśl przeszło mi , że kiedyś chciałabym też mieć potomstwo. Hayley.. pochopnie ją oceniałam, była silna mimo wszytko. Poczułam się odtrącona.. ale czego oczekiwałam ? Że będę najważniejsza dla Klausa ? Przecież sama chciałam tylko przyjaźni... sama go wielokrotnie odtrącałam, bo liczyłam na Tylera. Teraz jest już za późno.. za późno na wszytko- pomyślałam i z oczu uroniłam łzę, którą szybko wytarłam wierzchem dłoni. Usiadłam na bujanym fotelu, ze stolika wzięłam butelkę whisky i upiłam kilka łyków.
-Caroline - wyrwał mnie z myśli brytyjski akcent- co się z Tobą dzieje ?
-O czym Ty mówisz Klaus ?- zmarszczyłam brwi.
-Zemdlałaś.. chociaż nie wiem czy to jest możliwe dla wampirów.
-Yyy.. nie pamiętam, myślałam, że się upiłam- odpowiedziałam, przypominając sobie , że ostatnio krwawiłam z nosa, po zaklęciu jakiejś wiedźmy.
-Czy chcesz mi o czymś powiedzieć Caroline ?
-Nie, wszytko jest dobrze. Może po prostu ostatnio zbyt dużo przechodzę Klaus, idź zajmij się Hayley i synkiem.Potrzebują Cię teraz- powiedziałam kłamiąc i wyszłam.
W wampirzym tempie przemierzałam ulice Nowego Orleanu. Znudzona usiadłam na ławce i podparłam się o ramę ławki. Po chwili poczułam chłód, wiatr i zapach pierwotnego.
-Elijah ?- zapytałam odwracając się.
-Caroline, czy coś się stało ? Coś z Hayley, dzieckiem, Nikiem ?
-Nie.. wszystko dobrze, urodził im się chłopczyk są szczęśliwi - odpowiedziałam i wybuchłam spazmatycznym płaczem.
-Dlaczego płaczesz ? Jak się czujesz ? Caroline..
-Czuję się dobrze Elijah. Zostaw mnie, nie chce z nikim rozmawiać !
-Nie mogę się nie przejmować Caroline, jesteś moją ulubienicą z Mystic Falls.

Nie odpowiedziałam, zanosiłam się płaczem, który rozrywał mi duszę. Płakałam, sama nie wiem czemu.. z zazdrości ? Z egoizmu ? Z tego, że zatraciłam swą szansę ? Że nigdy nie będę matką ? Obok mnie usiadł Elijah, który wyciągnął z kieszeni garnituru białą chusteczkę i podał mi ją z uśmiechem. Starannie wytarłam policzki i wytarłam nos z którego zaczęły lecieć strużki krwi.
-Co do cholery ? - zapytałam i spojrzałam na Elijah'e, który zaraz znalazł się na ulicy ze skręconym karkiem.


Kochani dawno mnie nie było, przepraszam Was baardzo ! Rozdział krótki, ale jest ! To chyba najważniejsze. A jaki Waszym zdaniem jest ? Świetny ? A może beznadziejny ? Piszcie w komentarzach wszystko co myślicie :). Wczoraj oglądałam finał TO i ryczałam jak bóbr ! Po prostu grochy łez mi leciały.
Wasza Sylwia
XOXO !!!!

niedziela, 27 kwietnia 2014

To Klaus ?



***
Oczami Klausa
Przechadzałem się po mieszkaniu z wściekłą miną, zerkając nerwowo na matkę , która masowała ciało wilczycy, która była moją siostrą.
-Odstaw te ziółka i użyj razem z Daviną jakiegoś zaklęcia. Ziółka jej nie przywrócą do normalnej postaci !
-Niklausie, zioła zaleczą jej ranę. Żałuję, że połączyłam was tym zaklęciem.
-Przecież ją chroniłem, starałem się - powiedziałem oschle.
-Nie ochroniłeś jej przed samą sobą ! Nie troszczyłeś się ostatnio o nią.
-Jak to ? To dla niej pojechałem do Mystic Falls, po ostrze, które dała sobie naiwnie wbić i które odebrało jej magię - powiedziałem gestykulując dłońmi. Matka wstała od Cary, podeszła do mnie i powiedziała z powagą w głosie:
-Nie zawsze władza i umiejętności są najważniejsze.
Złapałem haust powietrza i wyszedłem z rezydencji. Znowu byłem zły ja, zawsze wszytko było moją winą. Byłem wściekły, że ciągle zostaję obarczony winą. Stanąłem na chwilę i odwróciłem się z uśmiechem na twarzy.
-Elijah, co Cię sprowadza ?
-Słyszałem, że matka wróciła - odpowiedział poprawiając marynarkę.
-Chcesz family party ? Zaprosimy Rebeke, będzie cudownie - zapytałem z nutą sarkazmu w głosie.
-Niklausie, nigdy nie spoważniejesz- odpowiedział kręcąc głową. W wampirzym tempie znalazłem się tuż obok niego i przycisnąłem jego ciało do muru.
-A Ty nigdy, nie będziesz moją prawdziwą rodziną. Tysiąc lat kłótni i nieporozumień z Tobą i Bex dały mi do zrozumienia, że nie jesteście godni mojej uwagi - wycedziłem przez zęby.
-Ciekawe co na to powie Twoje dziecko, kiedy dowie się jakiego ma samolubnego ojca - powiedział mrużąc oczy. Mój gniew był ogromny, od początku byłem wściekły, a teraz Elijah wspomina o moim jeszcze nienarodzonym dziecku. Byłem niemalże pewien, że marzył o tym aby mi odebrać to, na co czekam. Nie wiele myśląc moje kły wbiłem w jego szyję pozostawiając w jego ciele wilkołaczy jad.
-Miłej nocy, wieczoru czy poranka - odpowiedziałem otrzepując komicznie jego pognieciony garnitur.
Po kilku chwilach byłem znowu w domu, zdałem sobie sprawę, że ostatnio nie rozmawiałem z Hayley. W sumie.. nie zastanawiałem się co z nią będzie, kiedy urodzi się nasze dziecko. Wszedłem po schodach do pokoju. Hayley masowała nerwowo brzuch, a obok niej siedziała Davina z smutną miną.
-Co się dzieje ? - zapytałem.
-Coś się dzieje z dzieckiem, nigdy nie czułam takiego bólu - odpowiedziała łamiącym głosem Hayley.
Usta zacisnąłem w wąską linię i westchnąłem.. Nie miałem już siły, na wszystkie problemy, którymi zostaję obarczony.
-Matko - zawołałem Esther, która opiekowała się Carą. Po kilku chwilach kobieta znalazła się w pomieszczeniu, podeszła do Hayley i dotknęła jej dużego brzucha.
-Walczą ze sobą, Hayley - powiedziała z uśmiechem.
-Kto walczy ? - wtrąciłem się szybko i nerwowo. Matka wstała i spojrzała na nas z dziwnym wyrazem twarzy.
- Ja urodziłam Ciebie -Klausie i Carę, połączyłam was zaklęciem, abyście byli zawsze ze sobą. Niestety, konsekwencje tego zaklęcia są Ci dobrze znane Nik..Teraz, aby Cara, powróciła do swojej normalnej postaci, Twoje dzieci muszą stoczyć walkę, walkę w której jedno się podda i umrze. Hayley nosisz w sobie dwójkę dzieci, chłopczyka i dziewczynkę, tak jak ja przed laty, ale urodzisz tylko jedno. To, że Cara straciła moc, nie jest ważne.. wykonam rytuał i jej moc powróci, ale to że jest wilkiem to poważna sprawa. Czarownice z Drugiej Strony powiedziały, że to jedyna metoda na to by Cara powróciła, dlatego wysłały mnie tu, abym wykonała zaklęcie uśmiercające jedno z Twoich dzieci. Przeciwstawienie się zaklęciu, złamanie obietnicy zawsze ma konsekwencje Niklausie, przykro mi.
Po słowach matki, czułem jakbym dostał w twarz. Mógłbym mieć dwójkę dzieci, ale jedno z nich poświęci życie... dla Cary. Nie odpowiedziałem, wyszedłem z rezydencji i udałem się na rzeź. W wampirzym, nie zauważalnym dla ludzkiego oka przemieszczałem się po ulicach Nowego Orleanu chwytając przypadkowe osoby. Każdą z tych osób zabrałem do niedalekiej kamienicy, każdą z nich przywiązałem do krzesła. Nikogo nie hipnotyzowałem, nie odpowiadałem na pytania. Po prostu obnażałem swoje śnieżnobiałe kły i wysuszałem ich ciała do cna. Na koniec zostawiłem kobietę, o jasnej karnacji i ciemnych czekoladowych oczach, z których nie wypłynęła ani jedna łza.
-Nie boisz się śmierci ? - zapytałem.
-Nie boję się śmierci, nie boję się życia, nie boję się Ciebie - odpowiedziała pewna siebie. Postawa tej kobiety, bardzo mi się spodobała. Pomyślałem, że mogłaby być świetnym wampirem, chciałem stworzyć armię z którą chciałem wytoczyć wojnę mojej siostrze, która myślała, że jest królową miasta.
***
Oczami Caroline
Przekroczyłam próg mojego mieszkania, które od dziś właśnie wynajmowałam. Mały pokoik, salon, kuchnia i łazienka. 
-Perfekcyjnie - zapiszczałam podskakując. Chwyciłam się za kieszeń spodni i wyciągnęłam telefon. Palcem przejechałam po liście kontaktów i wybrałam ,,Klaus''.
-Słucham Cię, kochana- usłyszałam znajomy brytyjski akcent.
-Może chciałbyś mnie odwiedzić ? Właśnie wynajęłam mieszkanie - odpowiedziałam nerwowo się kołysząc, z wiadomego powodu. Zawsze przy Klausie czułam się nieco spięta, choć nigdy tego nie ukazywałam. Teraz kiedy wie, że coś do niego czuję relacje z nim są jeszcze bardziej stresujące. 
-Dobrze, o której mam być i gdzie ? - zapytał.
- Za godzinę, adres prześlę wiadomością - odpowiedziałam uśmiechając się szeroko. Odłożyłam komórkę na komodę i rozejrzałam się wokoło. To wnętrze jest zbyt smutne - pomyślałam. Zarzuciłam na siebie żakiet i zeszłam do pobliskiej kwiaciarni. Kobieta w sklepiku przyjaźnie się do mnie uśmiechnęła i podeszła bliżej:
-W czymś pomóc ?
-Tak, chciałabym 20 różowych tulipanów - powiedziałam uśmiechając się. Ekspedientka podała rośliny, a ja wyszłam i uśmiechnęłam się tym razem sama do siebie. Już po kilkunastu minutach byłam w domu, do wazonu, który stał na ławie w salonie nalałam wody i włożyłam tulipany. Wnętrze od razu zrobiło się bardziej przytulne, żywe. Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że już niebawem ma pojawić się Klaus. Szybko zrzuciłam z siebie przepocone ubrania i wskoczyłam pod prysznic. Skórę namydliłam żelem o zapachu maliny i wanilii, we włosy wmasowałam pachnący szampon. Po chwili całość spłukałam strumieniem ciepłej wody. Włosy zostawiłam lekko niedosuszone, ubrałam na siebie koronkową czarną bieliznę, obcisłe rurki, zwiewną tunikę i czarne szpilki,a na twarzy za widniał lekki make-up. W wampirzym tempie znalazłam się w kuchni i przygotowałam spaghetti. Talerze z daniem rozstawiłam na stole, a klika chwil później usłyszałam spokojne pukanie do drzwi.
-Witaj, kochana - szepnął Klaus spoglądając z uśmiechem.
-Wejdź proszę- odpowiedziałam.
-Caroline, czyżbyś zaprosiła mnie na randkę - uśmiechnął się hybryda.
-Oj przestań, to miał być tylko miły gest- odpowiedziałam, choć zdałam sobie sprawę, że to zaproszenie rzeczywiście wydawało się być randką. Głupia - pomyślałam.
-Na pewno  nie wolałabyś mieszkać u mnie ? Małe to Twoje mieszkanie - zagadał Klaus.
-Nie, tam jest Hayley, Cara , Damon , Davina.. bardzo dużo domowników.
-I jeszcze Esher - odpowiedział śmiejąc się, jakby z bezsilności.
-Twoja matka powróciła z drugiej strony ? - odpowiedziałam poszerzając oczy.
-Tak, ale myślę, że nie musisz się nią zadręczać, kochana - odpowiedział ze spokojem na twarzy, choć widziałam, że czymś się zamartwia, że coś go dręczy. Chciałam bliżej poznać Klausa, chciałam na początku się z nim zaprzyjaźnić, w końcu wiedziałam jaki jest. Pełen mroku, zła , niemalże demoniczny, ale mimo to często widziałam w nim jakieś dobro, jakąś cząstkę, którą da się obdarzyć uczuciem.
- Co się dzieje Klaus ?
-Caroline, mógłbym mieć bliźniaki, ale niestety jedno z nich umrze.
-Jak to ? Tak mi przykro- odpowiedziałam stojąc przed smutnym, zawiedzionym Klausie.
-To jest pogmatwane, kochana. Dziś ten wieczór miał być, wyjątkowy prawda ? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
*** 
Oczami Klausa 
Miłe, radosne, spokojne spotkanie w mieszkanku Caroline odprężyło mnie i odgoniło od trudów z jakimi muszę się zmagać na co dzień. Siedzieliśmy już po spaghetti, choć tak naprawdę my-wampiry, nie żywimy się ludzkimi posiłkami.
-Masz ochotę wyjść do baru ? - zapytałem blondynki.
-Oczywiście - odpowiedziała z uśmiechem na twarzy, kierując się do wyjścia.Po kilkunastu minutach byliśmy już w jednym z lokali. Już od wejścia poczułem intensywny zapach pomieszanych perfum, alkoholu, dymu. Usiedliśmy przy barze i poprosiliśmy kilka kolejek whisky pod rząd. Caroline śmiała się, opowiadała to, jak bardzo chciała zostać Miss Mystic Falls, była urocza i cholernie mądra.
-Idziesz na parkiet ?- zapytała chichocząc i lekko się kołysząc od nadmiaru alkoholu.
-Popatrzę, zaraz przyjdę - odpowiedziałem wypijając resztki whisky. Lubiłem patrzeć na tę młodą wampirzycę, tańczyła pośród śmiertelników i nie myślała o tym, aby ich skrzywdzić.Caroline była wampirem, który ograniczał swoje zdolności do minimum, starała się żyć jak każdy człowiek.. To właśnie mi się w niej podobało, że była wytrwała w swoich celach, nie poddawała się. Na parkiecie lekko poruszała biodrami, ręce unosiła ku górze i rytmicznie kołysała głową. Po krótkiej chwili podszedłem do niej, położyłem moje dłonie na jej biodrach i razem zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Powoli, bez pośpiechu obróciłem ją do siebie, jej wyraziste oczy wpatrywały się we mnie, w mój uśmiech, który pociągał ją równie dobrze jak mój brytyjski akcent. Pod moim dotykiem Caroline dostała gęsiej skórki, co wskazywało, że jej się podoba. Poczułem jak jej oddech staje się płytki, a serce wyraźnie spowalnia,choć ciało nadal ma kolor.. Już po chwili zobaczyłem jak z jej nosa lecą strużki krwi, a jej twarz wyraźnie blednie. Złapałem upadającą Caroline i w wampirzym tempie wyniosłem przed budynek.
-Caroline, co się dzieję ? - zapytałem potrząsając wampirzycą, ale nie dawała znaku życia.
***
Oczami Rebeki
Byłam wściekła na Nika, ale przede wszystkim na samą siebie. Jak mogłam nie przewidzieć, że ta głupia, blondynka Caroline odbierze ostrze za namową Klausa. W końcu jest najbliższą osobą dla Matt'a( barman w Grillu, Mystic Falls).Właśnie wjeżdżałam do Nowego Orleanu, który jak nigdy był cichy i spokojny. Zatrzymałam się przed domem w którym jeszcze do niedawna mieszkał Marcel, dopóki Klaus go nie zabił. Otarłam z policzka łzę, która popłynęła na wspomnienie o mojej miłości i wyszłam z auta mijając bramę.
-Elijah, co Cię do mnie sprowadza ? - zapytałam z uśmiechem na twarzy, który za widniał na mej twarzy. Elijah był moim kochanym bratem, kochał naszą rodzinę, był szlachetny, lojalny.. to w nim ceniłam.
-Wynoś się stąd ! Zdradziłaś naszą całą rodzinę !- wykrzyczał obnażając kły. Nigdy nie widziała Elijah'y w podobnej sytuacji.
-Nie jestem oszustem Elijah, o czym Ty mówisz ?-zapytałam z przerażeniem.
-Bekah, czekałem na Ciebie- szepnął tym razem czule i przytulił mnie. Wtedy zobaczyłam ranę, zacisnęłam zęby i wrogo syknęłam:
-To Klaus ? Skazał Cię na długie godziny halucynacji !?
-Tak siostro, on nas odepchnął.. stwierdził, że nie jesteśmy godni jego uwagi.
-Odbierzemy mu wszytko, tak jak on odbiera nam spokój i szczęśliwe życie - warknęłam.




Kochani i oto nowy, świeżutki rozdział ♥ Bardzo przepraszam za to, że nie ma więcej gif-ów, bądź za jakieś brzydkie odstępy czy coś, ale to wszytko wina mojego komputera/internetu, który nie chce mi wyświetlać podglądu. Mam nadzieję, że Wam się spodoba ♥ Komentujcie, bo to mi daje wiele radości. Zapraszam na :
from-now-you-must-trust-me.blogspot.com - są tu już dwa rozdziały.. o Caroline :) 
Ten rozdział chciałabym zadedykować ''Laurkaa k '', mam nadzieję, że Ci się spodoba :) 
Dałam coś nowego, perspektywa Rebeki, wielu z Was kocha ją, dlatego postanowiłam jej trochę tu wprowadzić. 
Alee się rozpisałam.. jak nigdy xd !
No to zapraszam Was do dodawania komentarzy, jeżeli macie jakieś pytania do mnie, zostawcie w komentarzu, postaram się odpowiedzieć. Oczywiście pytania takie, jak coś jest niezrozumiałe ! Bo niee będę spojlerować :)
XOXO, Wasza Sylwiaa ♥



sobota, 19 kwietnia 2014

Ona nie może tego zrobić

Wiedziałem, że w tej jednej chwili straciłem Caroline. Nie chciałem tego, ale nie chciałem się też zmieniać. W wampirzym tempie znalazłem się tuż przed drobną blondynką i ująłem jej twarz w dłonie szepcząc :
-Caroline, czy Ty ze mną już nie chcesz wrócić ?
Wampirzyca wyrwała się z moich objęć i zaczęła nerwowo gestykulując dłońmi :
-Klaus.. ja nie wiem, czuję coś do Ciebie.. nie jesteś mi obojętny, ale łamiesz moje wszystkie zasady. Jesteś moim całkowitym przeciwieństwem.
Złapałem Caroline i przyciągnąłem jej drobne ciało do siebie, po którym przeszła nutka pożądania. Złapałem haust powietrza i powiedziałem z uśmiechem na twarzy:
-Przeciwieństwa się przyciągają, kochana. Jeżeli chcesz, odejdę i nigdy nie wrócę. Dam Ci spokój i będziesz mogła żyć według swoich zasad.
Po chwili poczułem tylko powiew wiatru wytworzony przez nadnaturalne tempo Caroline, która uciekła. Odwróciłem się i ujrzałem Damona, który widocznie miał niezły ubaw z tej sytuacji.
-O stary, to jest Caroline.. Jej nie zrozumiesz. Jeżeli chcesz być z aniołem, to chyba musisz sam nim być.
Po tych słowach, Damon Salvatore już leżał na ziemi z skręconym karkiem. Przekręciłem komicznie głowę i uśmiechnąłem mówiąc:
-Nieźle, kochana robisz się coraz bardziej odważna.
W wampirzym tempie znalazła się tuż obok mnie blond piękność i zaczęła mówić na jednym tchu :
-Pojadę z Tobą Klaus, ale nie zamieszkam u Ciebie. Będziemy przyjaciółmi i zero rozmów na temat naszych uczuć, które są strasznie skomplikowane.
-Dobrze, kochana - kiwnąłem głową i pocałowałem zmieszaną Caro w policzek, który momentalnie zaczął się rumienić. Na jej twarzy zaczął malować się uśmiech, który sprawiał, że moja mroczna strona chowała się gdzieś głęboko w mojej duszy.


***
Byliśmy już dawno za Mystic Falls, na siedzeniu pasażera siedziała Caroline, ja prowadziłem wóz, a Damon leżał jeszcze nieprzytomny z tyłu. W aucie panowała cisza, tylko w tle brzęczała spokojna muzyka, którą włączyła blond piękność. 
-Co do cholery ? - zapytał wyraźnie zdenerwowany Damon.
-Czasami nie jestem aniołem, Damon.
-O to Ty Caroline, świetnie. Klaus zatrzymaj się, jestem strasznie głodny.
Mina wampirzycy nagle spoważniała, wiedziała dokładnie co Damon i ja robimy , kiedy jesteśmy głodni. Krzywdzimy ludzi, oczywiście według niej. Dla mnie i mojego przyjaciela jest to zwykły łańcuch pokarmowy. Ludzie jedzą surówki, kurczaki czy inne mięsa, a my - wampiry, musimy żywić się ludzką krwią, aby przeżyć. Zgodnie z prośbą, zatrzymałem wóz i opuściłem go wraz z Damonem. Wokół pobłyskiwało wschodzące słońce, zaczął się uliczny ruch. Ludzie jadący do pracy, zamotani, zdenerwowani.. W wampirzym tempie oddaliliśmy się od auta, o jakiś kilometr, Damon położył się na jezdni, a ja  udawałem przerażonego zaistniałą sytuacją. Po kilku minutach zatrzymał się samochód, a z niego wyszły dwie kobiety.
-O perfekcyjnie, dwa posiłki dla dwóch krwiożerczych bestii- szepnął Damon tak, abym tylko ja to usłyszał.
Kobiety podeszły wyraźnie zainteresowane naszymi osobami. Damon ,,ledwo'' wstał i nachylił się do jednej z dziewczyn :
-Nie będziesz krzyczeć. Nie będziesz uciekać, to tylko trochę zaboli.
Ja zrobiłem podobnie i poczułem euforię, ten metaliczny smak, który delikatnie rozpływał się po moim gardle. Po mimo mojego wieku, to uczucie nigdy nie pozostanie zmienione. Cudowna krew, życiodajny płyn, który wprawia mnie w szalenie dobry humor i pobudza moje wampirze zmysły. W mojej podświadomości widziałem twarz Caroline, która była ostatnio tak bardzo zawiedziona przez moje zachowanie. Z trudem oderwałem się od ofiary, Nadgryzłem swój nadgarstek z którego lecąca krew znalazła się w gardle ofiary, aby rana którą zostawiłem mogła się zagoić. Druga kobieta, nie miała tyle szczęścia, została całkowicie osuszona z krwi, a potem podpalona przez mojego przyjaciela w jednym z rowów, które znajdowały się kilkanaście metrów stąd.

***
Oczami Cary, Nowy Orlean.
Skoczyłam z przepaści, poczułam przypływ adrenaliny i silny wiatr we włosach. Byłam w połowie drogi, która kończyła się błękitnym jeziorem. Wtedy poczułam, jak moje ciało buntuje się i przemienia.. przemienia w wilka. Wskoczyłam w jezioro, z którego równie szybko wypłynęłam. Zaczęłam otrzepywać się z wody, która namoczyła moje futro. Biegłam wprost przed siebie, uwielbiam siebie w takiej postaci, choć wiedziałam, że niesie za sobą konsekwencje. Bynajmniej teraz, kiedy nie mogłam mieć nad sobą kontroli.. kontrolę nadawała mi magia, której już nie mam. Mój wilczy wzrok wyłapał w lesie, jakąś postać.. był to mężczyzna o ciemnych długich włosach, zbliżyłam się do niego i ukazałam mu swoje kły. Mężczyzna wydawał się być bardzo przyjazny, wyciągnął do mnie rękę.. jak gdyby nigdy nic. Schowałam swoje uzębienie i podeszłam starannym, pełnym gracji ruchem obwąchując jego rękę, która pachniała dobrocią. Nie wyczuwałam w nim nawet krzty zła. Spojrzał w moje oczy i poklepał po pysku.. nie zdawał sobie nawet sprawy, że nie jestem tylko zwykłym wilkiem. Pod tą postacią kryje się Cara Mikaelson, pełna zła, mroku i nienawiści do całego świata. Mężczyzna odszedł z uśmiechem na twarzy, zostawiając mnie samą, a ja wydałam z siebie tylko skowyt, który przepełniony był tęsknotą i bólem. Chwilę później ujrzałam grupkę młodych ludzi, którzy pili, palili i najwyraźniej z kogoś szydzili. Zebrałam w sobie każdą złą emocję i ruszyłam do ataku. Zabiłam jednego, drugiego i trzeciego, który zranił mnie nożem. Każdego z nich rozszarpałam na drobne kawałki. Czułam jak ich krew, przepływa przez moje podniebienie, gardło... to uczucie sprawiało, że czułam się silniejsza, ale też bardziej oddalona od mojej człowieczej postaci.
***
Przez resztę drogi do Nowego Orleanu, Caroline nie odezwała się ani słowem. Wiedziałem, że w głębi duszy zadaje sobie pytania na temat mojej ofiary, czy ją zabiłem.. Damon wybiegł z auta i skierował się do mojej rezydencji, pewnie w poszukiwaniu Cary. Ja otworzyłem drzwi od auta blondynce, podałem jej dłoń, a potem przycisnąłem do samochodu szepcząc :
-Nie zabiłem jej Caroline. Jest żywa, nie skrzywdziłem jej.
Na twarzy wampirzycy przebłysnął uśmiech, który wskazywał na to, że odetchnęła z ulgą. 
-Wejdziesz ? - zapytałem.
-Nie, lepiej poszukam sobie jakiegoś miejsca na nocleg - odpowiedziała spuszczając niepewnie głowę i odeszła. 
Po odprowadzeniu wzrokiem, pięknej  Caro wszedłem do rezydencji. Na schodach stała Davina, która broniła się przed atakiem Damona. 
-Co się dzieję ? - zapytałem krzyżując dłonie na piersi.
-Miała pilnować Cary, Hayley.. Nie udało jej się - wycedził rozgniewany Damon.
-Jak to ? Hayley  znowu uciekła z Elijah'em ?
-Nie, nie ma Cary. Ostatnio dziwnie się zachowywała, późno wracała, nie było z nią praktycznie kontaktu- odpowiedziała młoda czarownica ( Davina).
Po tych słowach, zobaczyłem wchodzącą wilczycę, która była moją siostrą. Z jej ciała płynęła strużka krwi, a moje serce zamarło. Z oczu popłynęło kilka słonych kropel łez. Damon rzucił jedną z szafek o ścianę i głośną zaklnął. Spojrzałem w jej intensywne oczy i powiedziałem :
-Cara... przemień się.
Siostra nie odpowiedziała, za to usłyszałem inny znajomy mi głos :
-Ona nie może tego zrobić, Nik.
-Matko...- wyszeptałem.




***
Oczami Caroline
Przechadzałam się po uliczkach Nowego Orleanu, w którym zaczynało tętnić życie. Zaczęto otwierać sklepy, ludzie spieszyli się po świeże pieczywo, rodzice zaprowadzali swoje dzieci do szkół. Wtedy poczułam lekkie ukłucie w sercu, wiedziałam, że ja nigdy nie zostanę matką.. Za to Klaus niedługo będzie ojcem..Przepłynęła po mnie fala nieprzyjemnego  dreszczu i złości. Jestem wampirem, nie będę mieć dzieci, nawet nie potrafię pożywić się na człowieku. Mimowolnie przypomniały mi się ostatnie zdarzenia, kiedy byłam bez emocji, a po moich policzkach zaczęły płynąc łzy. Usiadłam na jednej z brązowych, metalowych ławek,a zaraz do mnie przysiadła się starsza kobieta, wyglądająca na wiedźmę. Uśmiechnęła się do mnie i złapała mnie czule za rękę szepcząc :
-Será unha luz para levar, que pode ser un reflexo da súa alma. 
Poczułam silne ukłucie i zawrót głowy. Nim się obejrzałam czarownicy nie było, a ja wciąż miałam rozmazany obraz przed oczyma. Kiedy moje zmysły wróciły do normy, wstałam i udałam się pod tablicę ogłoszeń, która wisiała przed sklepem spożywczym. Na mojej twarzy zagościł uśmiech podczas czytania ,, Mam do wynajęcia mieszkanie od zaraz'' 
-Jest, jest, jest- zapiszczałam i zerwałam numer telefonu. Już miałam dzwonić pod wskazany numer, ale z mojego nosa, zaczęły płynąc krople krwi, które kapały na wyświetlacz mojej komórki.
-Cholera, to ta wiedźma - szepnęłam i wytarłam moją twarz chusteczką.



Jak wrażenia ? Rozdział nie za długi, ale mam nadzieję, że Wam się spodobał :)
Czekam na Wasze komentarze i dziękuję za wszystkie, które dostałam od Was pod poprzednim postem. Zapraszam na mojego nowego bloga o Caro :
www.from-now-you-must-trust-me.blogspot.com
Wesołych Świąt
xoxo.

niedziela, 13 kwietnia 2014

Teraz możesz odjechać

Blondynka stanęła z wzrokiem skierowanym w dal, nie wydawało mi się, aby patrzyła na coś konkretnego. Jej blond loki swobodnie opadały na jej drobne ramiona. Sprawiała wrażenie, zamyślonej, dumającej nad czym. Wyglądała jak dawna Caroline, która analizuje każdy ruch, szczegół.
-Caroline ? - zagadnąłem niepewnie spoglądając na nią w uśmiechu.
Wampirzyca szła pewnie z głową uniesioną ku górze, nie odpowiadając mi ani słowem. Tym razem nieco głośniej powiedziałem :
-Caroline, co Ty robisz ?
-Idę nie widzisz ? Myślałam, że masz dobry wzrok zważając  na to, iż jesteś takim wybrykiem natury - odpowiedziała z nutką sarkazmu w głosie.
-Ale idziesz w złą stronę , kochana. Myślałem, że idziemy odebrać ostrze Mattowi.
Blondynka odwróciła się do mnie, usta zacisnęła w wąską linię, a oczy lekko zmrużyła. Znałem to spojrzenie  wiedziałem , że coś nie spodobało się blond piękności. Spojrzałem na kobietę wyczekując na jakąkolwiek odpowiedź.
-Czy Ty.. - zaczęła niepewnie z gniewem w głosie- Czy Ty chcesz, abym odebrała Mattowi ostrze ? Mojemu przyjacielowi, którego znam od dzieciństwa ? Mam go okłamać ? Mam wykorzystać tę znajomość, aby uratować Twoją siostrę ?
- A to jakiś problem, kochana ?
Caroline w wampirzym tempie opuściła miejsce, w którym się znajdowaliśmy. Dlaczego Caroline jest taka ? Dlaczego nie potrafię jej zrozumieć ? Jeszcze przed kilkoma minutami wszystko zaczynało się układać.. - zadawałem sam sobie te pytania.
-Cóż w takim razie, muszę sobie poradzić sam - szepnąłem wyginając usta w półuśmiechu.
-Ja Ci pomogę - usłyszałem zza pleców dobrze znany mi głos.
Odwróciłem się z grymasem na twarzy,kiwając twierdząco głową.
-W takim razie, czeka na nas trochę zabawy Damon.
 
***

-Matt szklankę Burbona dwa razy.
- Dla kogo ta druga, Damon  ? - zapytał barman z przyjacielskim uśmiechem.
-Dla niego - odpowiedział wampir wskazując na mnie palcem.
W wampirzym tempie zbliżyłem się do mojego przyjaciela, przechyliłem szklankę wypijając alkohol o bursztynowym kolorze. Damon wskoczył za bar i przycisnął do ściany, patrząc w niebieskie tęczówki chłopaka zaczął go hipnotyzować:
-Gdzie jest ostrze, które dała Ci Rebeka ?
-Nie mogę powiedzieć, Damon.
Moje emocje wzrosły trzykrotnie, w wampirzym tempie wyprowadziłem chłopaka na środek sali i uniosłem jego śmiertelne, ludzkie ciało ku górze.
-Lepiej będzie, jak powiesz. Inaczej wgryzę się w Twoją pieprzoną tętnice i wysuszę Twoje ciało - powiedziałem rzucając nim o podłogę.
Chłopak leżał na podłodze, podejrzewam, że miał kilka połamanych kości. Z tyłu jego głowy zaczęła sączyć się karminowa ciecz.
-I co teraz ? - zapytał Damon krążąc wokół jednego ze stolików.
-Teraz go zabiję - rzuciłem nerwowo.
W wampirzym tempie znalazłem się obok rannego barmana, jego ciało podniosłem z podłogi. Złapałem haust powietrza, pod moimi oczyma pojawiły się żyłki, a kły znacznie się powiększyły. Już miałem wgryzać się w ciało bezbronnego śmiertelnika, ale usłyszałem jakiś dźwięk za sobą. Odwróciłem się i zobaczyłem Damona leżącego ze skręconym karkiem. Puściłem Matt'a i podszedłem do nieprzytomnego Damona , ale to był błąd. Nim zdążyłem się odwrócić, Matt zniknął, a drzwi od baru lekko się kołysały. Wyostrzyłem swój wilczy zmysł i wyczułem.. to była Caroline. Zabrałem Damona do mojego wozu i skierowałem się do domu dziewczyny.Drzwi otworzyła mi Eliz :
-Nie ma Caroline.
Odwróciłem się na pięcie i udałem do auta w nadziei , że niebawem pojawi się blond wampirzyca z Matt'em.

***
W tym samym czasie oczyma Cary, Nowy Orlean.

 
Od kilku dni mam niepohamowaną ochotę poczuć ludzką krew. Naprzemiennie jest mi zimno i gorąco, nie mogę się skupić, a co najgorsze tęsknię za Damonem. Nic między nami się nie stało, nic nie wskazywało na głębsze uczucie między nami. Jednak ja wiedziałam, że coś między nami iskrzy, że właśnie przy tym wampirze mogłabym być sobą. Mogłabym być zła i mroczna, ale mogłabym także uronić kilka kropel łez. Dzisiejszego dnia w Nowym Orleanie było ponuro, mglisto. Słychać było świst wiejącego wiatru i krople deszczu uderzające o parapet okiennic.Davina i Hayley jeszcze spały, więc mogłam spokojnie bez zbędnych pytań opuścić mieszkanie. Poszłam do łazienki, przejrzałam się w lustrze. Zmieniałam się w nadnaturalnym tempie, moja blada twarz stała się jeszcze jaśniejsza, kości policzkowe zaczęły się jeszcze bardziej wyróżniać, a pod oczyma miałam dwa sine cienie.
-Co się dzieje z Tobą Cara ? - szepnęłam sama do siebie, patrząc się w moje lustrzane odbicie.
Weszłam pod prysznic, lodowate krople wody spływały po moim znacznie chudszym ciele. Zawsze odkąd pamiętam lubiłam chłodny prysznic.. Ale nigdy lodowaty. Kilka minut stałam nieruchomo w kabinie prysznicowej, zastanawiając się.. co się dzieje. Po chwili wyszłam, próbując dosięgnąć leżący ręcznik na wysokiej półce. Zawsze kiedy miałam tylko problemy z zwykłymi czynnościami, pomagała mi magia. Straciłam ją, utraciłam część siebie.
-Liczę na Ciebie Nik - pomyślałam wzdychając bezradnie.
Wspięłam się na palce i z trudnością udało mi się ściągnąć kawałek materiału, którym dokładnie wytarłam ciało. Po porannej toalecie, ubrałam na siebie mój ulubiony czarny płaszcz z ogromnym kapturem. Ostatni raz, kątem oka spojrzałam w lustro wiszące tuż przy drzwiach i opuściłam rezydencję. Śmiało szłam przez uliczki Nowego Orleanu, deszcz płynnie spływał po moim płaszczu. Mimo, że nie miałam już mocy, nie bałam się pokazywać. Mijałam sklepy, bary aż w końcu natrafiłam na sklepik jakiejś wiedźmy. Chciałam wejść, tylko porozmawiać, pooglądać ziółka, poczytać zaklęcia, ale nie mogłam. Kobieta jak tylko zobaczyła mnie, zrobiła przestraszoną minę i zablokowała wejście do pomieszczenia. Poczułam jak w środku mnie toczy się walka, miałam ochotę usiąść i zanosić się spazmatycznie płaczem, albo odejść, przemienić się i zaatakować. Zaczęłam biec przed siebie, nie zważając na przechodni, samochody czy nieprzyjemną pogodę.
Dobiegłam do miejsca, które dobrze było mi znane, stanęłam nad przepaścią. Za mną znajdowała się skała obok mnie rozciągały się ciemne chmury. Miałam ochotę skoczyć, poczuć zastrzyk adrenaliny, chciałam przemienić się w locie, tego dokonał tylko jeden człowiek. Był nim mój i Nik'a ojciec. Matka zawsze powtarzała, że jestem do niego podobna, mimo iż jestem siostrą bliźniaczką Mikaelsona, mamy tylko ten sam charakter. Zdjęłam mój hebanowy płaszcz, włosy odgarnęłam na plecy zrobiłam kilka głębokich wdechów i skoczyłam.
 ***
 

 Mijały godziny, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłem, Damon dawno już się wybudził i poszedł na polowanie. Ja też czułem głód, pragnąłem zatopić moje śnieżnobiałe kły w czyjejś tętnicy. Mimo, że nigdy nie słuchałem muzyki, tym razem panująca cisza zaczęła działać mi na nerwy. Zawsze dostawałem to co chciałem, zawsze dopinałem swego. Ale kiedy tylko w grę wchodziło życie kogoś z przyjaciół Caroline sprawy się komplikowały. Jestem pierwotny, nieśmiertelny... jestem hybrydą. Moje zasady, mój zapał i mój mrok nie może się tak diametralnie zmienić, przez jedną osóbkę. W duchu toczyłem wojnę ze samym sobą. Wiedziałem, że przy wampirzycy nie mogę być taki jaki chcę być, jaki zawsze byłem, ale wiedziałem też , że pomiędzy mną a tą kobietą jest coś głębszego. Czułem coś do niej, byłem tego pewien, ale nie byłem pewien czy chcę się zmienić. Ja akceptowałem Caroline, akceptowałem jej chore zasady, że nie żywi się na ludziach, że jest dobra i niemalże żyje ludzkim życiem. Ale ona nie akceptowała mnie.. Z zadumy wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi samochodowych. Do auta wszedł Damon z kobietą, która wyraźnie została już zahipnotyzowana przez niego.
-Przyniosłem Ci kolację - powiedział teatralnie unosząc brwi.
Bez chwili zawahania przesiadłem się na tył i wgryzłem się w ciało bezbronnej kobiety. Metaliczny płyn pieścił moje gardło, euforia z sekundy na sekundę wzrastała razem z moją chęcią osuszenia ofiary. Tak też zrobiłem, zabiłem tę kobietę. Twarz wytarłem rękawem koszulki i wyszedłem z auta, zabierając ze sobą martwe ciało. Otworzyłem bagażnik i wrzuciłem je do środka. Całej sytuacji z daleka przyglądała się Caroline, którą zobaczyłem akurat teraz. W wampirzym tempie znalazłem się tuż obok blondynki.
-Nie jesteś taki, Klaus. Przecież wiem, że masz w sobie ciepło.
Słowa Caroline trochę mnie zaskoczyły, myślałem, że będzie krzyczeć, że chciałem zabić jej przyjaciela, że właśnie pozbawiłem życia bezbronną kobietę, ale ona tylko ze smutkiem wyjęła ostrze z tylnej kieszeni spodni.
-Proszę, teraz możesz odjechać Klaus, możesz uratować siostrę.
-Dziękuje Caroline - szepnąłem.
Blond piękność odeszła, a ja poczułem znowu ten cholerny ból w sercu, wiedziałem, że po raz kolejny zawiodłem ją... Ale taki właśnie byłem. Byłem twardy i nie chciałem okazywać nikomu swych uczuć. Od zawsze słyszałem same obelgi, że potwór, że kłamca, że manipulator, że bestia. Ale usłyszałem też kilka pięknych słów od tej wampirzycy...
 
 
 
Kochani ! Daje wam rozdział, trochę inny niż zawsze. Jest opisana sytuacja co się dzieje z drugą główną bohaterką- siostrą Klausa - Carą :) Wprowadzam wam nutkę tajemniczości. Od dłuższego czasu, myślę nad zawieszeniem bloga o Hannie, a stworzeniem bloga dotyczącego tylko i wyłącznie Klaroline. Co wy o tym myślicie ? Ten blog, nie zapominajcie jest o Klausie,o jego życiu, wojnach i problemach, ale też rozterkach sercowych. Nie wiem czy Caroline zostanie w tym blogu na stałe, czy tylko będą co jakiś czas rozdziały z jej udziałem. Dlatego też pomyślałam, o tym by stworzyć  blog o Klaroline.Powiedzcie co myślicie o nowym rozdziale, a także moim pomyśle. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam :)
Mam do was prośbę, szukam nowego szablonu na tego bloga. Głównie mi chodzi, aby była sama postać Klausa. Jeżeli jakiś znajdziecie, wstawcie link :) Będę wdzięczna :)
Pozdrawiam i dziękuję wszystkim moim czytelnikom za dodawane przez was komentarze, to mnie bardzo motywuje do dalszego pisania :) A więc do dzieła ! Komentujcie.
xoxo